Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Z życia awanturnika.djvu/186

Ta strona została uwierzytelniona.

Postanowiono tedy, że nazajutrz o godzinie dwunastéj zejść się mają. Murmiński z ta dziwną nowiną pospieszył do Kudełki, który nie wiedział co sądzić. — Ba! rzekł po chwili — to tylko znaczy, że rozrachowali wszelkie prawdopodobieństwa — i wolą rzecz ubić nie czyniąc rozgłosu. — Waćpan powinieneś się mieć na baczności — ludzie są zręczni, a w wyborze środków nie przebierają...
Tegoż wieczora przyjechała do miasta panna Tola; wprost z powozu wysiadłszy do doktorowéj. — Od niéj dowiedziała się o wielkiéj nowinie. Zamiast radości sprawiła ona na niéj wrażenie jakieś bolesne — serce się ścisnęło. —
— Boję się, rzekła po cichu. —
— Ale czegożbyśmy się gorszego dlań lękać mogli?
— Nie wiem, lękam się od nich wszystkiego...
Doktorowa śmiejąc się ramionami ruszyła. — Tola zabawiła z godzinę u przyjaciółki. — Dziś — odezwała się odchodząc — nie proszę was do siebie, ale jutro, gdy się odbędzie to straszne spotkanie... pozwól mi albo przybiedz do siebie, lub przyjć do mnie...
Cały wieczór Murmiński spędził w swoim pokoiku z cygarem w ustach, na jakichś dumaniach nieokreślonych. —
Biła godzina dwunasta na miejskim zegarze, gdy prezes wchodził na wschody mieszkania doktorowéj, Murmińskiego nie było jeszcze. — Pospiech ten dowodził, jak bardzo pragnął, aby widzenie się przyszło do skutku.
Doktorowa go przyjęła znowu w przedpokoju...
— Idź pan do gabinetu za salonem — odezwała się witając go z daleka. — Drzwi zostaną otwarte, a wyjścia z niego żadnego nie ma, podsłuchanymi więc być nie możecie i będziecie całkiem swobodni. Idź pan, ja tu zostanę.
Nic nie mówiąc prezes bardzo blady, ale ubrany powagą wielką poszedł natychmiast do gabinetu — i nie rzucając kapelusza, stanął oparty o ów komin, w którym niedawno spalił papiery Murmińskich...
W dziesięć minut potém chód w salonie dał się