słyszeć, Teodor dość spokojny zbliżył się do progu. Oczy dwóch zajadłych nieprzyjaciół spotkały się z wyrazem, w którym było więcéj może ciekawości niż gniewu. Obaj usiłowali zbadać swe usposobienia. —
Gdy Murmiński próg przestąpił, prezes powolnie zbliżył się ku niemu...
— Panie Teodorze — rzekł głosem drzącym — sam pragnąłem widzenia się z nim... Okoliczności od nas nie zależące uczyniły nas nieprzyjaciołmi... dziś, pamięć téj, która i dla pana była matką winna zbliżyć nieprzyjaciół i wyjednać spokój jéj cieniom...
Teodor milczał.
— Przynajmniéj w téj chwili — odezwał się po długiéj pauzie, ja wojny nie rozpoczynałem... Widzisz pan, że się na jego wezwanie stawiam...
Z kolei prezes długo zamilkł. —
— Uczyń pan zgodę i porozumienie możliwém — odezwał się nieśmiało.
Czego pan żądasz od nas?
— Nic — rzekł Murmiński — prawa, jakie mam po matce, tych mi odebrać nie możecie — spadku po niéj nie biorę, bo to co mi wydzieliła, odebrałem...
— Nie o to idzie — przerwał prezes — chciéj mnie pan wysłuchać cierpliwie. —
— Bardzo chętnie.
— Położenie wielkich rodzin i imion historycznych jak nasze — mówił daléj z powagą prezes, — nie łatwo bywa pojęte w innych sferach. Mamy obowiązki szczególne, bo stoimy na świeczniku narodu... Nic boleśniejszém być nie może dla rodziny, jak poniżenie matki rodu... wyrzekającéj się szanownego imienia dla drugich jakichś związków... upokarzających ze wszech względów...
— Rozumiem do czego pan zmierza — przerwał Teodor, lecz — darujesz — ja na tém stanowisku nie mogę stanąć, i rzeczy te inaczéj zupełnie pojmuję. Dla mnie nazwiska wszystkich ludzi uczciwych są jednéj wartości. Zasługi przodków miłą są spuścizną — lecz choć mniéj cenione i widziane — mają i ubodzy i nieznani... także swą godność i zasługi.
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Z życia awanturnika.djvu/187
Ta strona została uwierzytelniona.