Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Z życia awanturnika.djvu/198

Ta strona została uwierzytelniona.

— Wątpię, by z tego korzystał... rzekł hrabia.
Opowiedzieliście pannie Toli to com wam mówił o jego sprawach w Algierze, w Anglji... mam to z najlepszych źródeł.
— Mówię wam, że nie szczędziłem kolorytu... rzekł hr. Maurycy. —
Ścisnęli się za ręce.
— Gdybym był na waszém miejscu — dodał gość, kazałbym go pilnować tak, żeby mi każdy jego krok był wiadomy... Zorjentujesz się potém łatwiéj co począć.
Prezes nie odpowiadając usty, dał znak tylko, że sam już o tém myślał...
— Takiego żywiołu z naszego społeczeństwa koniecznie się pozbyć potrzeba. Mogłoby to nieznacznie na młodzież oddziałać...
Ma być nie głupi. — Nie ma nic zaraźliwszego nad te ich nowe idee, gdy je głosi człowiek z talentem...
Bardzom prezesowi wdzięczén, żeś mi dał znać o niebezpieczeństwie i powołał w czas... Z Tolą późniéj mogłoby być trudno... uparta i samowolna.
— Ją by należało wydać za mąż — szepnął prezes.
— Nadzwyczaj trudno! wątpię, by się to nawet kiedy komu udało. Jak postarzeje wyjdzie potém sama za jakiego zrujnowanego materjalnie i moralnie chłopaka... ale na to poczekamy... Nie ma ochoty do świętego stanu małżeńskiego...
— A — do klasztoru? spytał prezes...
— Jeszcze mniéj —
— Mogłaby w nim być — bardzo pożyteczną...
— Najmniéjszego usposobienia... Zresztą, ja, mój prezesie, mogę do pewnego stopnia zapobiedz, żeby się co nie stało — nigdy zmusić, aby coś zrobiła.
— Dobrzebyś zrobił hrabio, jeśli ci to na sercu leży — dodał cicho prezes, żebyś wiadomości o awanturniku mógł jeszcze z innego źródła, przez inne osoby jéj kazać — powtórzyć. — Zrobiłoby to większe wrażenie.
Zciemniało już gdy dokończyli rozmowy, a nad-