Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Z życia awanturnika.djvu/20

Ta strona została uwierzytelniona.

— Moja panno — rzekł obracając się ku niéj... jestem profesor Kudełka, mieszkam przy ulicy śt. Marcina — wybrałem się z domu jak stary roztrzepaniec — nie wziąwszy sakiewki... muszę iść po pieniądze... powrócę za pół godziny, a w zastaw ci zostawuję tego oto pana, którego nie puszczaj, aż ja przyjdę... bo przepadnie kawa....
Służącą patrzała wielkiemi zdziwionemi oczyma i zaczerwieniła się, była widocznie w kłopocie, nie wiedząc co począć, strach ją ogarnął, żeby oszukaną nie była....
Szczęściem dla profesora we drzwiach nasłuchiwała gospodyni domu, która znała profesora, bo syn jéj chodził do gimnazjum. Widząc sługę zmięszaną, wystąpiła ze drzwi dając profesorowi i dziewczynie znaki.... Kudełka podszedł do niéj i coś jéj poszeptał cicho.... Potem rękę podał Murmińskiemu.
— Czekaj tu pan na mnie, od tego nie odstępuję — proszę.
I szybkim krokiem, jak dwudziestoletni chłopak, wyruszył ku miastu, oglądając się, póki kasztan widać było, czy Murmiński mu z miejsca nie ruszył.
Podparty na rękach ocalony ów biedak siedział jak wryty, oczy mu świeciły zrazu dziko, wlepione bez myśli w ścianę domu... potém zwolna ociężałe powieki zaczęły się przymykać — znużenie jakieś nim owładło, opuścił głowę na stół, położył ją na ręku... i zasnął.
Gospodyni i sługa tego dziwnego gościa powierzonego ich straży pilnowały bardzo troskliwie. Jedna to druga wychylały się ze drzwi naglądając, czy siedzi. Sen nawet nie uspokoił ich, bo posądzały może, iż był zmyślony. Szczególniej pani Frydrykowa, gospodyni domu, któréj chodziło o względy profesora dla syna... stała na straży niespokojna.
Ale dozór ten był przynajmniéj zbytecznym, bo znużony i złamany biedak, zasnął snem tak twardym, nieruchomym, ciężkim, iż go nie łatwo nawet wrzawa blizkiego gościńca obudzić była mogła.
Słońce wcisnęło się swemi promieniami przez liście kasztana, paląc mu wypełzłą głowę, co zmusiło