Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Z życia awanturnika.djvu/207

Ta strona została uwierzytelniona.

wił daléj — niezaprzeczenie bardzo zręcznie podrobiony, jest i z innych względów nieochybnie fałszywym.
To mówiąc szedł ku oknu; prezes z oburzenia mówić nie mogąc, gonił za nim, czychał na dokument, ale Murmiński, stojący z boku, okrył sobą staruszka. Ścigający powstrzymać się musiał.
— Ba! ba! ba! mówił spokojnie profesor kręcąc lupą na wszystkie strony i przyglądając się arkuszowi papieru przeciwko światłu. Osobliwsza rzecz, żeby téż téj uwagi nawet nie mieć! a toż dokument sporządzony w r. 1866... a papier nosi znak wodny 1868! — Cha! cha! to już studenterja, studenterja!
Prezes jak wściekły wybuchnął.
— Cóż to jest! mnie o fałszerstwo pomawiacie! mnie! wy śmiecie! Wiecie, kto ja jestem? To więc była zasadzka na mnie i na orginał!! proszę mi go zaraz zwrócić! natychmiast!
— Niech się pan prezes uspokoi — rzekł Kudełka — nikt pana przecież nie obwinia, tylko tego, kto tak głupio ten akt podrobił. Sąd rozstrzygnie, expertów powołamy.
— Proszę mi natychmiast oddać dokument! zawrzał prezes następując coraz bliżéj — natychmiast! cóż to jest! gwałt! przywłaszczenie — począł coraz bardziéj, głos podnosząc.
— A! nie! odpowiedział Kudełka chowając go pod frak granatowy z obawy, aby mu nie wyrwano i kryjac się za Murmińskiego — trzeba posłać po urzędnika i wręczyć go tu zaraz sądowi do śledztwa. Zwołamy expertów — niech ci wyrokują.
Prezes jeszcze znać chciał zahuczeć i zakrzyczeć, ale wśród bezsilnego miotania się głosu mu zabrakło. Zimny pot kroplami występował na zmarszczone czoło.
— Mości panie — rzekł stłumionym głosem — ten dokument został mi wręczony nie dawno przez jednego z podpisanych na nim świadków. Ja, o egzystencji jego nie wiedziałem; — ja nie dopuszczę, aby ktoś mi życzliwy został przez to skompromitowanym; ja, choćby mi do gwałtu i ostateczności uciec się przyszło, nie dopuszczę... nie.