jarmarku, spodziewano się gości więcéj nawet niż wzyczajnie. Piękna Żuljetta, która mimo wielkiéj powagi lubiła hołdy odbierać, przygotowywała się wystąpić tak, aby znowu zdziwić wszystkich swą wiekuistą młodością i świeżością. Chociaż tu zwykle wcale nie występowano i dom gotów był choćby największą liczbę łaskawych gości przyjąć bez żadnego wysiłku, tego dnia jednak musiała piękna pani posłać na wypadek po tort i ciasteczka.
Godzina ósma, o któréj zwykle się schodzili wszyscy, wybiła — świece były pozapalane — Żuljetta wyszła ze swych pokojów nakładając rękawiczki i zdziwiła się mocno nie widząc w sali męża, który ją zwykle uprzedzał. Niespokojna trochę, poszła przeglądając się po drodze w źwierciedle, do drzwi jego zapukać. Nie pamiętała, czy od za mąż pójścia dwa razy się coś podobnego zdarzyło.
Zapukała zlekka. Żaden głos jéj nie odpowiedział, — uchyliła więc drzwi zwolna.
— Jeszcze nie jesteś gotów? zapytała. Spojrzała. Prezes blady jakiś siedział przy biurku otoczony papierami i pospiesznie coś pisać kończył. Na kominku dogorywała kupka popalonych listów i notatek.
Podniósł głowę. — A! to ty! natychmiast służyć ci będę — rzekł głosem zmienionym, wodząc rękę po czole — miałem pilne — bardzo pilne interesa. Zaraz kończę.
Żuljetta przymknęła drzwi dyskretnie. — Wchodził właśnie do salonu jeden z jéj najgorętszych wielbicieli cichych, pułkownik S., którego niewinne hołdy, miléj niż inne przyjmowała piękna Julja.
Pułkownik stanął w dramatycznéj pozie adoratora i dłonie złożył podnosząc ku górze i zawołał: O mój Boże! jakżeś nam pani dziś czarodziejsko piękna!! A coraz inaczéj, a coraz piękniéjsza, a zawsze urocza!!
Prezesowa z dziecinnym uśmiechem łaskawie wyciągnęła mu rączkę, na którą pułkownik rzucił się jak zgłodniały, całując ją z zapałem młodzieńczym, choć młodość jego dawno już była tylko wspomnieniem przeszłości.
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Z życia awanturnika.djvu/211
Ta strona została uwierzytelniona.