Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Z życia awanturnika.djvu/216

Ta strona została uwierzytelniona.

opadł na kanapę bezsilny, zdrętwiały — wyciągnięty.
— Doktorze! zniszcz! schowaj! Honor! Apopleksja! bełkotał głosem stłumionym, który coraz stawał się słabszym.
Lekarz przybiegł do niego i ujrzał z boleścią niewysłowioną, że już w istocie honor tylko mógł ratować, bo życia — było nie podobna.
Chory powtarzał — Dzieci! dzieci!
Doktor więc pobiegł sam do pani.
Żuljetta, która jeszcze nie domyślała się tak wielkiego niebezpieczeństwa, chodziła jeszcze zamyślona po salonie... gdy nadbiegający lekarz zmusił ją co najprędzéj dzieci sprowadzić...
Z krzykiem rzuciła się na drugi koniec domu, po oddalone dzieci...
Tymczasem przybywali lekarze, powysyłani przez przyjaciół, ze wszystkiemi przyrządami ratunku i aptekami podręcznemi... Puszczano krew zastygajacą nadaremnie, lano do ust zaciętych lekarstwa... Prezes zsunął się na kanapę i zbielały, siny, małe dawał życia oznaki... Otworzył oczy gdy przyszły dzieci, podniósł ku nim ręce, powieki i dłonie opadły...
Konał widocznie...
Doktorowie szeptali złowrogo między sobą się radząc... ale trup już tyko leżał przed nimi...
Żona za późno posłała po księdza.
Przez cały ten wieczór jednak — znać z rozkazu pierwszego lekarza i po naradzie z przybyłymi krewnemi, ukryto nawet dla domowych ten zgon tak nagły... zamknięto drzwi, nie wpuszczono nikogo i dopiero we dwadzieścia cztery godziny późniéj, dowiedziało się miasto, iż prezes tknięty apopleksją piorunującą, ze zbytku pracy i wytężenia sił umysłowych, — mimo najgorliwszego ratunku — w kwiecie wieku życie zakończył.
Żal po zgonie tak czcigodnego obywatela był powszechnym. — Zgadzano się ogólnie, iż lepszego a gorliwszego urzędnika, stalszych zasad i większej energii człowieka, obywatelstwo nie miało... Pogrzeb był