skały, młode małżeństwo przedumało pierwsze dni szczęścia swojego. Piękniéjszego kątka na to gniazdko trudno wybrać.
Naostatek jednego dnia ujrzała ich oboje poczciwa przyjaciółka i ciekawemi oczyma zmierzyła Tolę, która wypiękniała i odmłodniała, zrzuciwszy z siebie szatę tego poważnego smutku, która do jéj wieku nie przystawała. Teodor zmienił się więcéj może i co najdziwniejsza, odzyskał prawie trzpiotowatość młodzieńczą. Przypominał on tym, co go znali dawniéj, pierwsze lata wyjścia na świat, gdy był pieszczoném dziecięciem ś. p. prezesowéj.
Gdy na chwilę pozostały same, doktorowa jeszcze nie mogąc przebaczyć Toli jéj zwłoki wahania, napadła na nią z wymówkami, — ta zamknęła jéj usta uściskiem.
— Droga moja... rzekła — musiałam Teodora nie wypróbować, bom w niego wierzyła, ale dać mu czas ostygnąć, pojednać się ze światem, zrzucić z serca gorycz nagromadzoną laty długiemi.... Byliśmy ciągle razem... mogę powiedzieć, żem podjęła na nowo wychowanie człowieka.... Musiałam pamiętać o tém, że go raz już rozpacz doprowadziła na skraj samobójstwa... a tylko traf szczęśliwy mi go uratował.... Wierz mi droga moja, że najtrudniéj uleczyć duszę zatrutą nienawiścią dla ludzi i świata. Na uroczystą godzinę naszego wesela musiałam czekać, aż się ze światem przejedna, aż ludziom przebaczy, aż wnijdzie duchem na te wyżyny, z których już chmur nie widać tylko jasne słońce.... Krok w krok szłam za nim, gdy z tego wygnania i tułactwa sercowego, w które był wtrącony, powracał.... Czekałam — płakałam — cierpiałam — lecz i dla mnie i dla niego potrzeba było, ażeby mój Teodor się odrodził. Przez ten rok nowicjatu, wśród ciszy wiejskiéj, oboje pracowaliśmy nad tém... ani on, ani ty — nie rozumieliście mnie, nie wiedzieliście wiele łez wylałam, gdym wśród pięknéj jego duszy znajdowała jeszcze narzucone w nią błoto — i niestarte przeszłości plamy....
Miłość była lekarstwem....
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Z życia awanturnika.djvu/223
Ta strona została uwierzytelniona.