pełnił, lecz rad jestem, żeśmy się go pozbyli. — Jest to zwykły tryb rzeczy ludzkich, że się za dobrodziejstwa odbiera w zapłacie najczarniejszą niewdzięczność.
To mówiąc prezes wstał, wyprostował się dumnie, otarł czoło, oczyma powiódł po sali, skierował je na zdumionego profesora i już odchodząc zwrócił się jeszcze....
— Czybyś pan co o nim wiedział? spytał przystępując do niego.
Kudełka miał w życiu za zasadę, nawet gdy szło o rzeczy najdrobniejsze na pozór, nigdy nie kłamać. Dla niego było to zadaniem godności człowieka i sumienia. — Pomyślał nieco.
— Właśnie dla tego, że o jego przeszłości nie wiedziałem, chciałem pana prezesa prosić o objaśnienie.
Zadowolniony tą odpowiedzią, nie biorąc ściślej wyrazu — o przeszłości — prezes się oddalił, widocznie mocno wzruszony.
Doktorowa, która z drugiego pokoju czatowała na koniec rozmowy, usiłując ją odgadnąć z twarzy i ruchów dwóch tych panów — wysunęła się zaraz i, nim Kudełka miał czas, zabrawszy z kanapy swój kapelusz i umieściwszy go na piersiach, wyśliznąć się z salonu, przyszła pospiesznie do niego.
— Mówiłeś co z prezesem o nim? zapytała żywo.
— A jakże — odparł stary.
— Cóż ci odpowiedział?
— Dał mi do zrozumienia, że mu tamten coś zawinić musiał — niewdzięcznością....
— Twój upór czy stałość — przerwała doktorowa — dowodzi mi, że pytanie prostą ciekawością nie było.... Jeżeli co o nim wiesz, mam ci jedną przyjacielską radę do dania. Nie mięszaj się do tego.
— Ja się nigdy w cudze sprawy nie mięszam — spokojnie rzekł Kudełka — i kłaniając się myślał odchodzić.
Doktorowa zastąpiła mu drogę.
— Nie ustąpię — kochany profesorze, musisz do mnie jutro przyjść na objad... koniecznie.
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Z życia awanturnika.djvu/35
Ta strona została uwierzytelniona.