Zamyślił się stary — chwyciła go za rękę spoczywającą na kapeluszu.
— Jutro, o godzinie drugiéj... koniecznie.
Profesor się skłonił milczący... doktorowa ustąpiła zwolna, a on ogladając się do koła... powoli wysunął sie za drzwi.
Niespokojny wzrok prezesa stojącego w głębi sali poszedł za nim i ramiona poruszyły mu się gwałtownie. Widocznie potrzebował na uboczu stojąc przyjść do siebie, tak go niezręczne wspomnienie staruszka ubodło i dotknęło.
∗ ∗
∗ |
W blizkości kościoła Świętego..... w kamieniczce do niego należącéj żył od lat bardzo wielu, dawniéj prałat kapituły, dziś emeryt, który się od wszystkiego usunął i wyczekiwał tylko, kiedy go Pan Bóg do siebie powoła. Była to niegdyś jedna z najjaśniejszych gwiazd duchowieństwa — mąż głębokiéj wiary, nauki wielkiéj, charakteru energicznego, prawości nieposzlakowanéj, obyczajów nieskazitelnych.... Sławny, ukochany, wywierający wpływ potężny na wszystkie społeczeństwa klasy, prawdziwy kapłan Boży i apostoł ksiądz Jeremi Zaklika zszedł z czasem, postarzawszy, na zapomnianą zupełnie istotę biedną, osamotnioną, o któréj nikt nigdy nie wspomniał, a gdy się jego imię w rozmowie o czasach przeszłych trafiło, byli ludzie, którzy zapytywali — czyż on jeszcze żyje? i z podziwieniem dowiadywali się, że dotąd nie umarł.
Ubolewamy nieraz nad losem zawcześnie umarłych, lecz jakże często należałoby się użalać nad tymi, co żyli za długo i mieli czas widzieć siebie i swą wielkość chwilową pogrzebaną za żywota!! Ksiądz Jeremi, jak prawy chrześcianin, wcale nie bolał nad swą dolą, a był już tak złamany chorobą i chwilami tak zdzieciniały, tak dziwaczny, że ludzie jego mało rozumieli i on ludzi nie bardzo dobrze pojmował. Przychodziły nań chwile zupełnéj niepamięci — zapominania się, apatji — a czasem, czasem znowu, gdy go coś, czy człowiek czy pora, słońce czy zdrowie orzeźwiło,