szek mówić z nim nie mógł, a nawet nie było pewności, że go poznawał.
Nazajutrz po wieczorze, na którym się profesor znajdował, chociaż niedawno prezes odwiedzał ks. Jeremiego... o zwykłéj godzinie dwunastéj zapukano do pierwszych drzwi. Paweł wyjrzawszy przez okienko — zdziwił się mocno, zobaczywszy znowu znaną sobie, a bodaj nie bardzo miłą, twarz prezesa. — Lecz że wszyscy dostojnego pana szanowali i chybić mu na żaden sposób nie było podobna, Paweł choć syknął, drzwi zwolna otworzył. — Prezes wszedł po cichu do przedpokoju.
— A cóż ks. prałat? spytał.
Paweł głową tylko pokiwał.
— Cóż? rzekł stłumionym głosem — jak zwykle... siedzi w fotelu i drzemie.
— Czy dziś nie był przytomniejszy?
— Zrana niby ożywił się był trochę — mówił służący, ale już od dwóch godzin po brewiarzu... siedzi tylko nieruchomy na krześle.
Prezes się chwilkę zawachał, spojrzał na Pawła, którego mina widocznie była odradzającą — i pomyślawszy trochę, na palcach do pokoju się wśliznął.
Izba była obszerna, staroświecka, sklepiona, ale wystawiona ku południowi, miała słońce, którego promienie weselszą ją czyniły nieco, niżby się o mroku wydała. — Umeblowanie było tak odwieczne jak gospodarz, kanapka włosieniem pokryta, takież krzesła, stolik założony książkami, kilka półek zapylonych. U stołu w ogromnym fotelu skórą wybitym i znać długo używanym siedział ks. Jeremi. Zdala widać tylko było jego głowę na piersi spuszczoną, trochę włosów srebrnych i czarną na nich piuskę, która łysinę okrywała. Mocno przygarbiony, siedział z rękami złożonemi na piersiach, z oczyma zamkniętemi, z ustami pół otwartemi, nie wiadomo śpiąc, czy zadumany. Szelest go jednak rozbudził. Podniósł ostrożnie, wolno powieki i zobaczywszy prezesa natychmiast je znowu spuścił.
Gość postępował bardzo powoli ku fotelowi, tak że Paweł miał czas go wyprzedzić, znanym krokiem zbliżył się do swego pana i szepnął mu do ucha.
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Z życia awanturnika.djvu/38
Ta strona została uwierzytelniona.