Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Z życia awanturnika.djvu/47

Ta strona została uwierzytelniona.

Prałat rozśmiał się.
— Czyż nie widzisz, że ja to dobywam z siebie.. abym obowiązku dopełnił.
Ks. Strużka chodził i tarł głowę.
— A no! a no! uspokój się księże prałacie — rzekł przystępując do niego — ja potrzebuję czasu najmniéj do jutra. — Rzecz ważna, lekko jéj brać nie można...
— Weźże przynajmniéj depozyt odemnie, bo strach jakiś mnie ogarnia...
— Ja? depozyt? a toby dobrze było! zawołał kanonik, kiedy ja nigdy nie wiem, gdzie co kładnę i żadnego zamka całego nie ma u mnie w domu!! Jutro go przecież oddacie.
— Więc — jutro — jutro — rano... jak najwcześniéj — rzekł prałat uspokojony, a teraz mój dobry kanoniku, otwórz Pawłowi... i — dozwól mi spocząć; czuję, żem się wysilił nadzwyczajnie.
To mówiąc ks. Jeremi spuścił głowę, pochylił się na krzesło, oczy przymknął i zdawał jakby uśpiony.
Ks. Strużka wybiegł po Pawła i spuścił się po wschodach do swojego mieszkania.
Cały opanowany poleceniem mu daném, jeszcze jednę chustkę wpakowawszy do kieszeni, bo dbał o to bardzo, żeby jéj czasem nie zapomnieć, popędził do miasta szukać uczciwego i czynnego człowieka.
Tymczasem Paweł, ponieważ obiadowa nadeszła godzina, stoliczek przyniósł do fotelu prałata i, nie rozbudzając go, począł do stołu nakrywać. Na dole w kuchence gotowano mu zwykle rosół i przyprawiano kotlet, który z pieczoném jabłkiem stanowił cały obiad ks. Jeremiego. — Gdy przyniesiona wazka brzęknęła, prałat się rozbudził, drżącą ręką wziął łyżkę, zaczął w milczeniu obiad i Paweł ucieszył się bardzo, widząc, że mu zmęczenie apetytu nie odebrało. Czego od dawna nie bywało, kazał sobie ks. prałat przynieść kieliszeczek starego wina, który po jedzeniu wypił. — Ku wieczorowi Paweł przyszedł z kawą jak zwyczajnie; po odmówieniu pacierzy prałat kazał się odprowadzić do łóżka.