Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Z życia awanturnika.djvu/52

Ta strona została uwierzytelniona.

nie raz w cudowny sposób wyrwała z najcięższych zawikłań, że mając kilkanaście godzin do wieczora nie wątpił, iż one starczą na wydźwignięcie go z téj biedy. Z wielką ostrożnością, aby tego przybysza w domu nie wyszpiegowano, wprowadził go profesor na górę.... Tu heroicznie zainstalował go w owéj ciemnéj ciupce.
— Mój panie — rzekł wprowadzając go — to moje całe mieszkanie. — Nie osobliwsze — nie... to prawda... ale — cóż robić — mam tam kilka pokoików, zajętych książkami a tam nie ma miejsca i dla myszy nie tylko dla człowieka. Tymczasem sobie zajmijcie moje łóżko i ten kątek a ja do wieczora coś obmyślę.
Murmiński obejrzał się, nie mówiąc słowa.
— To całe wasze mieszkanie, panie profesorze? zapytał.
— Ale, gdzież zaś — ofuknął Kudełka — mam kilka pokojów, ale tam przecież książki trzeba było pomieścić, bo one więcéj słońca i powietrza i lokalu dobrego potrzebują niż człowiek. Połóż się sobie, kiedy chcesz na łóżku, mogę ci nawet dać jaką piękną książkę, ażeby ci się nie nudziło. Odpoczywaj, a ja pobiegnę szukać... mieszkania, no i na zwiady, coby ci znaleźć, żeby cię z życiem pogodzić.
Murmiński odmówił pięknéj książki, przyrzekł odpoczywać posłuszny a profesor poszedł na zwiady. — Szczęściem w korytarzu zaraz spotkał służącą i od niéj się dowiedział, że na trzeciém piętrze była pusta izdebka do najęcia. Natychmiast się na wschody wdrapał, opatrzył, kazał nająć łóżko i trochę sprzętu; postarał się, by to mieszkanko wyporządzono i, oznajmiwszy gospodarzowi, że bierze pokój dla krewnego, który do niego przybył na czas jakiś — wydobył Murmińskiego z ciemności, zainstalował na trzeciém piętrze, wziął słowo, że się na siebie nie targnie, i poszedł do miasta.
Miał teraz mnóstwo potrzeb i interesów niespodzianych — nie mógł się obejść bez pożyczenia pieniędzy, chciał się czegoś o swoim protegowanym i jego losach dowiedzieć, musiał mu naostatek zajęcie ja-