Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Z życia awanturnika.djvu/60

Ta strona została uwierzytelniona.

sor — byłem taki uparty... żem go zagadnął i pogniewał.
— Domyśliłam się tego, ze smutnym uśmiechem dorzuciła gospodyni. — Jest jeszcze jeden powód, dla którego ci — bracia czy nie bracia — znienawidzieć się musieli.
— Jeszcze jeden? zapytał profesor.
Doktorowa uśmiechnęła się.
— Powód dla nas starych już nie bardzo zrozumiały, lecz najstraszliwiéj waśniący ludzi. — Miłość.
Kudełka przestraszony rękami strzepnął.
— Kochałeś się téż kiedy, panie profesorze? żartobliwie poczęła doktorowa.
Biblioman dziwnie wykrzywił twarz usłyszawszy pytanie sięgające do głębin jego przedwiecznych wspomnień.
— A! moja mościa dobrodziejko — odparł składając ręce jak do modlitwy — może być bardzo, żem między 18 a 26 rokiem doświadczył téj choroby, której ogólnie ulegają wszyscy — ale dziś — popioły zasypały te pamiątki aberracji młodzieńczych. Od 30 roku zaś, mogę zaręczyć, że oprócz książek i nauki w sercu nic nie zostało, coby jego błogi sposób zakłócić mogło.
Gospodyni uderzyła go po ramieniu.
— Ale nie wszyscy są tak rozumni — odezwała się — lub tak szczęśliwi, by miłość jednéj istoty, jak wy, na miłość ogólną ludzi przerobić w sobie mogli. — Gdy oba ci panowie, nasz szanowny prezes i młodziuchny Tadzio razem jeszcze tu byli, prezes dziś tak surowy i na pozór chłodny maż ślicznéj Żulietty, śmiertelnie był zakochany w bogatéj i pięknéj bardzo Toli Z.... Panna Tola, któréj rodzice wcześnie poumierali, wychowała się u ciotki.... Ciotka hrabina Pompadour (tak ją tu powszechnie nazywano) żyła na wielkiéj stopie.
Sama była jeszcze piękna i hołdów chciwa. Dom zawsze pełen, wesoły, otwarty, zwabił całą młodzież z sąsiedztwa.... Dziedziczka mnogich włości, na wydaniu, możesz sobie wyobrazić, ilu motylów ściągała o-