Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Z życia awanturnika.djvu/65

Ta strona została uwierzytelniona.

Nazajutrz rano, pamiętając dobrze iż powinien widzieć ks. Jeremiego, profesor prosto z lekcji poszedł do wskazanej kamienicy. — Miał właśnie na ustach zapytanie gdzie mieszka ks. prałat, gdy go biegnący sługa potrącił...
Kupka ciekawych stała pod galerją w dziedzińcu, którędy był wchód na górę...
— Stary był... gdzież! miał z dziewięćdziesiąt lat — co za dziw... mówił jeden.
— Ale wczoraj zdrowiusienki — gadał — jadł, Paweł powiada, że go dawno takim nie widział. Jeszcze kieliszek wina wypił przy obiedzie. Ks. Strużka do niego chodził... a... dziś rano... caput!.
— Słyszę tak jakby spał starowina...
— Któż to taki zmarł? bardzo grzecznie spytał profesor podnosząc kapelusz.
— Ks. prałat Zaklika... ks. Jeremi... rzekł jeden z przytomnych...
Kudełka oczy w ziemię spuścił — nie było już po co iść. — Spóźnił się o dwadzieścia cztery godziny... — Taki to los bywa tych, których ściga nieszczęście jakieś i fatalizm, rzekł w duchu smutnie stary. — Z ks. Jeremim zgasła ostatnia dla biedaka nadzieja...
Westchnął. — Po cóż mu już i mówić o tém... albo o owéj pannie... z którą on dziś nieboraczysko nie do pary...
Aleć przecie jest opatrzność — damy mu jakokolwiek radę...
Doktorowa, któréj Pan Bóg dzieci nie dał, z dobrego serca i z nudów dosyć lubiła zajmować się sprawami bliźnich, lecz w taki sposób, że im chętnie była pomocna, a nigdy, przynajmniéj z dobréj woli, szkodliwa. Nie było to dla niej czczą zabawką ale dopełnieniem obowiązku. Udawało się często zapobiedz złemu, przyspieszyć lub zachęcić do zrobienia dobrego. I tym razem zobaczywszy wchodzącą właśnie na tę rozmowę Tolę, pomyślała sobie, że należałoby zapukać do jéj serca i spróbować, co się tam też w niém dzieje.
Siadły na kanapie — towarzyszka Toli rzadko