mięszająca się do rozmowy, gdy wzywaną nie była, odsunęła się opatrując kwieciarnię bogatą gospodyni.
Doktorowa długo patrzyła na piękną pannę, z którą była w dawnych i przyjacielskich stosunkach.
— Moja Tolo — rzekła nie spuszczając z niéj oczów — jakaś ty mi zawsze śliczna... jaka świeża i młoda i jak dziwnie na tobie znać, żeś — szczęśliwa.
Tola zwróciła ku niéj twarz poważną i łagodnie uśmiechniętą.
— Wiesz — odpowiedziała — nie dziwiłabym się żadnemu odkryciu na mojéj biednéj twarzy... ale żeś ty na niéj potrafiła wyczytać wyraz szczęścia....
— Miałażbym się omylić? przerwała gospodyni.
Zamilkła Tola spuszczając oczy.
— My panny — odezwała się po chwili — nie możemy być szczęśliwe, to nam zabroniono, — nasz stan jest ciągłém oczekiwaniem... a gdybyśmy już miały szczęście, musiałybyśmy skazać się na pozostanie z wiekuistém panieństwem. Co do mnie może o tyle odgadłaś szczęście, że w istocie nie myślę iść za mąż i dla tego jestem spokojną... jestem zadowoloną, nie żądam więcéj ani inaczéj.
— Więc miałam słuszność.
— Tak — westchnęła Tola — umiałam się wyrzec marzeń; żyję rzeczywistością i — jest mi znośnie.
— Ale żebyś ty nie poszła za mąż? zapytała doktorowa.
— Przynajmniéj bronić się będę od tego — rozśmiała się Tola.
— Dajesz mi do myślenia — odparła na to jéjmość — masz więc jakieś drogie wspomnienie, które ci świat zasłania.
— Pierwszy raz słyszę cię tak usiłująca wyspowiadać mnie — odezwała się piękna panna... czyby miała i ty dla mnie konkurenta?
Doktorowa zaczęła się śmiać. A! a! to pzeciwkomoim zasadom — zawołała — nikogo nie żenię i nie rozwodzę nikogo.
— Oddycham — rzekła Tola — bo przyznam ci się, że to wiekuiste swatanie mnie świat mi obrzydzi-