— Mam, mam słuszne powody do tego, iż chciałbym i potrzebował widziéć papiery pozostałe po ks. prałacie... Mieliśmy z sobą stósunki poufne za życia méj matki... wiele rzeczy pisało się — tyczących spraw familijnych, których kopie — ba nawet i oryginały pono matka nieboszczka zostawiła w ręku ks. prałata... Idzie mi o to, aby tam obce oczy i źli ludzie niepotrzebnie się nie wścibiali...
— Ale papiery są opieczętowane! zawołał kanonik — w téj chwili zapóźno...
— Czy nie wiecie co o testamencie! zapytał prezes...
— Nikt o nim nic nie wie — rzekł ks. Strużka, teraz musimy oczekiwać aż brat zjedzie jako jedyny spadkobierca... przy nim zdjęte będą pieczęcie...
Kanonik westchnął boleśnie wspomniawszy wczorajszą rozmowę. Prezes niespokojnie też po pokoju się przechadzać zaczął...
— Wszystko to, zawołał, bardzo smutne — bardzo dla mnie przykre — któż tam wie, jakim się brat ks. Zakliki okaże... Możemy mieć wiele nieprzyjemności...
Kanonik zmilczał.
Widząc że i tu nic się uczynić nie da, ani nawet dowiedzieć o niczém nie podobna — prezes w milczeniu opuścił mieszkanie ks. Strużki i powolnym krokiem powrócił do domu.
Niepokój jaki okazywał był zupełnie usprawiedliwionym. — Wiedział on na pewno prawie, iż przed śmiercią papiery jakieś a prawdopodobnie i pieniądze powierzyła jego matka staremu przyjacielowi, domyślał się, iż te tyczyły się wychowańca znienawidzonego i mogły nieboszczkę kompromitować... Szło tedy prezesowi wielce o to, ażeby papiery wydobyć a teraz już innego na to środka nie było, tylko pilnować przybycia brata ks. Zakliki, zyskać jego względy i z jego pomocą dojść do upragnionych papierów... P. Majora nie znał tu nikt, prezes go w życiu nie widział... zadanie więc ze wszech względów przedstawiało się jako bardzo trudne...
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Z życia awanturnika.djvu/73
Ta strona została uwierzytelniona.