Profesor Kudełka chociaż przed nikim się nie skarżył, od owego poranku bardzo był zmieniony i frasobliwy.
Postrzegł nieco późno, iż los mu narzucił ciężar nad siły, któremu z trudnością mógł podołać. On sam żył z dnia na dzień bardzo małym kosztem, często bułką i mlekiem, w lepsze czasy rosołem i kawałkiem mięsa z sąsiedniéj garkuchni Kukiewicza, który mu chętnie kredytował. — Z przybyszem było daleko trudniéj i kosztowniéj.
Naprzód trzeba mu było kazać nosić jedzenie, bo profesor nie chciał, żeby się bardzo w mieście pokazywał, nie wiedząc czy mu jako wywołańcowi, jakie niebezpieczeństwo nie grozi — a od niego o tém wcale dowiedzieć się nie było podobna.
Następnie nieszczęsny ów Tadzio nie miał nawet koszuli, więc zacząwszy od niéj sprawić mu było trzeba wszystko. W ostatku znaleźć zajęcie dla niego trudno było także, ażeby w domu mógł pracować, a wychodzić nie było bezpiecznie, dopóki profesor nie przekonał się, iż mu nic nie groziło.
Sama nieprzyjaźń prezesa już była dlań straszna, przy swych stosunkach dostojny urzędnik mógł jedném wtrącić słowem zrozpaczonego już człowieka w nową przepaść lub pobudzić do jakiego niebacznego kroku.
Tymczasem w domu grosza zabrakło i profesor cichaczem zegarek złoty musiał zastawić. Mógłże nieszczęśliwego opuścić? Wstyd dla niego było żebrać.
Pierwszego dnia leżał uratowany rozczytując się w Shakepearze, palił cygara i cygarety, spał i świstał. Profesor zastawał go potém nad różnemi zatrudnieniami.
— Godzinami całemi przypatrywał się wróblom odprawujacym sejmiki na przeciwległym dachu. Potém chodził tłukąc się o ściany po pokoju — to znowu siedział na krześle zgarbiony z rękami i głową zwieszoną... książki długo nie mógł czytać — rozmowy porządnéj prowadzić nie umiał. Śmiał się z rzeczy najsmutniejszych, a smucił z najweselszych... chwilami zakrawało to na obłąkanie.
Dawszy mu się tak dobrze wysapać i sądząć, że
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Z życia awanturnika.djvu/74
Ta strona została uwierzytelniona.