Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Z życia awanturnika.djvu/75

Ta strona została uwierzytelniona.

na ostatku rozmówić się z nim poważniéj będzie można... trzeciego dnia nad wieczorem z mocném postanowieniem dowiedzenia się czegoś stanowczego, profesor Kudełka wszedł do izdebki na trzeciém piętrze... Było w niéj właśnie tyle krzeseł ile ich konferencja wymagała. Wprawdzie na jedném z nich stała miska z wodą, ale tę poczciwy Kudełka uprzątnął i zasiadł przy stoliku naprzeciw swego pacjenta...
— Kochany panie Murmiński — odezwał się, musimy z sobą szczerze od serca do serca pomówić — daj mi dłoń z takiém uczuciem, z jakiém ja ci ja podaję i nie taj nic przedemną...
Murmiński ruszył ramionami.
— Nie mam sekretów, rzekł, a gdybym je miał, nie wahałbym się je profesorowi powierzyć... o cóż idzie?
— Jakie jest twoje położenie tutaj? spytał Kudełka.
— Moje położenie, to —? powtórzył Teodor — moje położenie było takie, że miało się odmienić na powieszenie — to dosyć powiedzieć.
— Ale... to ogólnik... zaczął Kudełka — idźmy do szczegółów. — Czy odzywałeś się pan do prezesa?
— Ja? do tego człowieka? ja — do mego wroga? krzyknął porywając się Murmiński — ja — do niego!
— Ale — powoli — powoli — nie zapalaj się.
Czy przybywszy tu teraz — mówił stary, miałeś z nim jakie stosunki? widziałeś się z nim? wiedział on o tobie...
— Nie — rzekł chmurno Teodor — nie — słuchaj pan... Wypędzono mnie ztąd... wygnano... Najlepsza i najświętsza z kobiet była zmuszoną przez nich wysłać mnie ztąd... Włóczyłem się jak opętany po świecie... Szalejąc, bo mnie dręczyła tęsknota za nią... za krajem, za wszystkiém co tu zostawiłem...
Na odgłos wojny — poleciałem się bić — zyskałem rany i wywołanie... Musiałem się kryć i uciekać znowu...
W chwili gdy ona umierała... jam nic nie wie-