Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Z życia awanturnika.djvu/81

Ta strona została uwierzytelniona.

na trzeciém piętrze, dał tylko do zrozumienia, że o nim wiedział i chciał go sprowadzić....
— Pan mi powiesz, czy mu tu grozi jakie niebezpieczeństwo?
Radzca się zamyślił, lecz znać pamięć swą uznał za niedostateczną, — dobył klucza, który nosił przy zegarku, otworzył bióro, znalazł książkę, na któréj grzbiecie złota litera M. jaśniała i zatopił się w poszukiwaniu wymienionego nazwiska.
Profesor patrząc nań radby był coś wyczytać naprzód z twarzy, lecz pargamin jéj blady i pomarszczony nie zdradził tajemnicy. Radzca zamknąwszy książkę zwrócił się ku oczekującemu Kudełce — z twarzą nieco posępną....
— Właściwie — rzekł powoli — nie mamy dowodów prawnych, żeby ten chłopiec do czego należał, coby go podejrzanym czyniło — lecz mamy przekonanie moralne... że nie jest zupełnie czystym.... Tolerować go możemy... dopóty, dopóki coś nie zajdzie....
Lecz — dodał ciszéj — poufnie panu powiedzieć muszę, ma on tu nieprzyjaciela w człowieku znaczącym, posiadającym wpływ i przewagę... jeśli ten mu szkodzić zechce....
— Nie potrafimyż się oprzeć?...
Radzca podniósł brwi, zaczął palcami bębnić po biurku i — nic nie odpowiedział....
— Jak pan sądzi? przynaglił Kudełka....
— Sądzę, że to będzie — trudno — trudno....
— Lecz nie — niepodobna....
Radzca poprawił włosy i spojrzał na zegarek.
Ruch ten przestraszył profesora.
— Jeszcze dziesięć minut, zawołał chwytając za ręce radzcę. — Widziałem, jakeś się pan pieścił z dziecięciem, jesteś ojcem... masz serce.
— Jestem urzędnikiem — i mam obowiązki — odparł zimno dosyć radzca... biorąc Brandta i oddając go Kudełce, który go żywym ruchem na biurko odrzucił.