— Odzywam się do człowieka, który ma serce — posłuchaj pan mojego opowiadania....
Nie zważając na nic, z gorącém uczuciem profesor opisał swoją botaniczną wycieczkę, swe spotkanie, ocalenie od stryczka nieszczęśliwego... i wyciągnął do radzcy obie ręce błagająco.
Ten siedział zastygły....
Dosyć długi przeciąg czasu nie dał żadnéj odpowiedzi.... Jeszcze raz poszedł do biurka i do litery M, zaczytał się w niéj długo. Złożył foliant, zamknął i rzekł podając rękę profesorowi.
Sprobujemy... ale mi pan za niego odpowiadasz, iż jakiéj burdy nie popełni. — Człowiek, co się targnął na siebie, może łatwo, nic nie mając do stracenia, porwać się na cudze życie.
— A! nie! nie! — zawołał żywo profesor — zaręczam.
— Zamkniemy oczy i uszy — ale z daleka patrzeć i przysłuchiwać się będziemy.
W téj chwili najmłodsza córeczka pana radzcy weszła oznajmujac, że dano do stołu; urzędnik wstał, zapraszając uprzejmie staruszka — ale ten wymówiwszy się, co najprędzej wymknął do domu.
Major Zaklika był żołnierzem z 1831 r. W 1832 zegar jego życia stanął i już się daléj nie ruszył. Żył wspomnieniami odbytej kampanji — chodził, niemogąc w mundurze, w staroświeckiéj czarnéj czamarze z krzyżem virtuti militari, chustkę zawiązywał wysoko na duszce, z ogromnym fontaziem, bakenbardy miał podgolone w półksiężyce, wąsik wyszwarcowany do góry, trzymał się prosto i choć osiwiały i zreumatyzmowany, choć na wsi osiadły, — zachował fizjognomję żołnierską, fizyognomję swéj epoki, tak, że w nim każdy mógł poznać podkomendnego jenerała Skrzyneckiego.
W towarzystwie też, gdy chciał ludzi zabawić — nie umiał mówić o czém inném, tylko o historji swo-