knął major... nad moją głowę i rozum... Radźże mi kanoniku co mam począć...
— Niech ci własne dyktuje serce — odrzekł Strużka — ja mam tylko słowo moje — żadnych praw, żadnych dowodów... Proszę cię tylko ani świstka prezesowi, bez surowego rozpatrzenia przy świadkach, a gdy ja położę — veto. —
— Zgoda! zgoda! rzekł major... tylko żeby się ta kasza jak najprędzéj skończyć mogła... Ja jestem żołnierz... finesów tych nie rozumiem... na prawo, na lewo, siecz — rąb, kól... a to... lisie drogi, któremi ja nie chadzam i łatwobym się zbłąkał. Pilnuj asindziej sam...
— Tylkom sobie nabrał kłopotu...
Stanęło na tém, że przy rozbieraniu papierów i jako delegat duchowny i jako przyjaciel zmarłego miał się ks. Strużka znajdować.... Major dał słowo....
Wszystko to razem dokuczyło mu mocno. Właśnie major po bardzo skromnym obiadku od Kukiewicza przyniesionym, wąsy ocierał i fajkę miał zapalać, gdy prezes zjawił się z urzędnikami sądowymi.... Ks. Strużki nie było.
Major prosił wszystkich siedzieć.
— Za pozwoleniem panów dobrodziejów — rzekł — ponieważ tu mają być i papiery do duchowieństwa należące, a ja się tam w ogóle na tém nie znam, uprosiłem sobie ks. kanonika do pomocy — i poślę po niego.
— To napróżno — odezwał się kwaśno prezes — niepotrzebnie zajmować czcigodnego kanonika, który ma inne zatrudnienie... jabym był z chęcią mu służył....
— Ale, proszę pana prezesa — dla duchowieństwa — niechże będzie! rzekł major.
Prezes milczący spojrzał na Zaklikę i siadł widocznie ubodnięty. Nie chciał tego jednak pokazać po sobie.... Wysłano po ks. Strużkę, który przybiegł ze zwykłym pośpiechem. Przywitali się z prezesem daleko czuléj, niżby się spodziewać było można, przynajmniéj ze strony dostojnego pana.
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Z życia awanturnika.djvu/86
Ta strona została uwierzytelniona.