nię i z pod oka śledziła wyraz ich twarzy. Dla mniéj znajomych nie straciły one tego dnia ani zwykłego spokoju, ni wdzięku, uśmiechały się zimno i grzecznie, nie dając sobie zajrzeć do głębi duszy. Wprawne tylko oko staréj znajoméj mogło w prezesie dostrzedz pewne zniecierpliwienie, które się zdradzało ruchami mimowolnymi i błyskiem źrenic pełnym gniewu; a w prezesowéj zwiększonéj dumy i napuszonego majestatu, przypominającego gniew słuszny owego ptaka, który im się bardziej gniewa, tym szerzéj skrzydła rozpuszcza Coś było w powietrzu takiego, o czém mówić nie dozwalała przyzwoitość, a co kamieniem ciężyło. Mówiono o rzeczach obojętnych i w sposobie rozbierania ich czuć było namiętność, gdzieindziéj zrodzoną, która teraz przechodzi we wszystko, czego dotknięto. Wieczór wedle programu się odbywał, naprzód rozmowa jedna koło kanapy i owalnego stołu w kółku prezesowéj, druga w otoczeniu prezesa wśród salonu. Po tém podano herbatę, dla któréj wszyscy posiadali, gdzie kto mógł, nareszcie w drugim saloniku trochę muzyki, a dla grających dwa stoliki whista. Prezes nie był whista wielkim miłośnikiem, grywał tylko w cudzych domach, bo to go uwalniało od rozmowy czasem uciążliwéj — u siebie w domu, jako gospodarz, nie siadał nigdy, przechadzał się i bawił tych, którzy nie grywali, lub udawał, że słucha muzyki, któréj ani lubił, ani rozumiał.
W chwili gdy wszystko się wedle należytego porządku rozłożyło, a prezes z rękami pod frak zasuniętemi przechadzał się po salonie frasobliwie zadumany: doktorowa, która także nie zajęła miejsca, zwolna i niby przypadkowo zbliżyła się do niego. Bardzo grzeczny dla niéj, prezes jednak nie mógł tego utaić, że jéj nie lubił — a im mniéj lubił, tym więcéj się starał okazywać grzeczniejszym.
— Pani widzę jak ja nie bardzo muzykalna? spytał stojąc.
— Owszem, lubię muzykę, ale gdym do jéj słuchania usposobiona, co mi się nie zawsze zdarza — rzekła doktorowa.
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Z życia awanturnika.djvu/91
Ta strona została uwierzytelniona.