Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Z życia awanturnika.djvu/97

Ta strona została uwierzytelniona.

się ciemnemi, pustemi dosyć ulicami ku jednemu z większych hotelów.
Tu w kilku pokojach pierwszego piętra mieszkała jeszcze panna Tola, która choć wybierała się za granicę — przez jakiś niezrozumiały kaprys, a o to, jak mówiono, nie było u niéj trudno — pozostała w mieście dłużéj daleko, niż była zamierzała. Doktorowa obiecała jéj, że odbywszy pańszczyznę u prezesostwa, zajedzie do niéj na resztę wieczora.
Mało osób przyjmowała zwykle piękna panna, chociaż się zawsze dosyć cisnęło do jéj salonu. Przystęp był trudny — umiała ze zbytnią może otwartością pokazać tym, którzy się jéj nie podobali, iż im nie bardzo będzie rada. Nie mogła się znać obronić tego wieczora od kilku salonowców i doktorowa przybyła właśnie na chwilę, gdy ci panowie stojący z kapeluszami w rękach, w lilijowych rękawiczkach, w całéj formie urzędowéj przystępowali do podanéj herbaty... Tola siedziała dosyć znudzona na małéj kanapce i zobaczywszy dobrą przyjaciółkę żywo się rzuciła ku niéj. Był to w téj chwili gość wielce pożądany, bo rozmowa zaczynała z suchot umierać. — Szepnęły sobie coś na ucho...
Usłużna towarzyszka Toli zagadywała tym czasem kawalerów, aby swą wychowanicę oswobodzić.
Ci panowie byli to dawni adoratorowie Toli, z których każdy po parę razy grzecznie został odprawiony, a pomimo to trwał w czci dla ideału w nadziei, że się oń postarawszy, nad stałą miłością ulituje. Na to się jakoś nie zanosiło, Tola miała zwyczaj względem takich upartych, być coraz, a coraz zimniejszą, a wszelką aluzję najdalszą do uczuć gorących zbywała nielitościwém milczeniem.
Po herbacie panowie ci, widząc gospodynię zajętą przyjaciółką i zrozpaczywszy o oderwaniu jéj — pożegnali się i wyszli — Tola wstała uśmiechnięta i rozpromieniona.
— A! przecież! zawołała — ils sont charmants, ale znakomicie nudni. —
— Ja także przychodzę przesiąkniętą atmosferą