kraju któremu się wierność zaprzysięgało, ażeby waszą trwogę podzielać.
— Utinam sim falsus vates! — westchnął wojewoda — ale ja obawiam się najgorszych rzeczy. Bóg może niedopuścić ich spełnienia, a jednak...
Hałas w przedpokoju, nagle zmusił przerwać rozmowę.
Gospodarz wstał, nie mogąc zrozumieć, kto się dobija, gdy dworzanin wbiegł, oznajmując posłańca od króla J. Mości.
Był nim znajomy nam Zacharjasz Witke, chociaż nie król go przysłał, ale Constantini, który sam nie chcąc się fatygować na miasto, pozwolił sobie wysłać tego podręcznego swego, pod pozorem, że się z wojewodą po polsku porozumieć potrafi.
Witke też dla własnych celów już się tu był przebrał po polsku, nazywał się śmiejąc — Witkowskim i wcale nieźle udawał polaka:
Wojewoda oznajmionego królewskiego posła przyjął nie powstając. Zdziwił się widząc niby polską postać, choć król jeszcze polskiego nie miał dworu.
Witkowski miał powierzchowność nader ujmującą.
— Przychodzę — rzekł, pokłoniwszy się — z polecenia króla do pana wojewody; gdyż radby był go N. Pan oglądał na zamku, gdzie w wesołem towarzystwie odpoczywa i do niego zaprasza.
Zafrasował się nieco Jabłonowski i posłańcowi kazawszy nalać kubek wina, rzekł uprzejmie.
— Czułem się niezdrów, prosiłem pana marszałka koronnego, aby mnie uniewinnił, iż muszę się dziś wyrzec szczęścia oglądania oblicza J. K. Mości. Nie pojmuję jakim sposobem Lubomirski mógł moję zapomnieć ekskuzę.
— Mógł on oświadczyć królowi — odparł Witkowski — ale król, snadź tęskni za panem wojewodą.
— Chciej-że pan oświadczyć, iż choć niezbyt usposobiony, podziękować przynajmniej królowi natychmiast przybędę.
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Za Sasów 01.djvu/107
Ta strona została uwierzytelniona.