Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Za Sasów 01.djvu/117

Ta strona została uwierzytelniona.

Potrząsano głowami czytając i różnie sobie z tego rokując.
— Lis — mówili jedni — wszystkich on wywiedzie w pole.
— Mądry i dobry monarcha — unosili się drudzy, a inni dokładali:
— Wie, mospanie, że u nas kułakiem i grozą, nic się nie robi.





VII.

Gdy w Krakowie przygotowywał się i toczył burzliwy Sejm Koronacyjny, na którego posiedzenia August przychodził zmęczony codziennem ucztowaniem mocnem, słuchał nie rozumiejąc i lekceważąc próżne wyrzekania. Ostatni akt dramatu, w którym Conti miał smutną rolę zawiedzionego, odegrał się pod Gdańskiem. Kandydat Francji zaledwie wylądowawszy, aby się przekonać o swej bezsilności, powracał, wyrzekając się marzenia o koronie.
Pozostawił jednak za sobą garść swych wiernych adherentów, a na ich czele prymasa Radziejowskiego, uparcie stojącego przy rokoszu, który już był tylko środkiem do uzyskania od Augusta okupu.
Nowo ukoronowany król z dziwną przenikliwością, która okazała się domyślać, że go zawczasu dobrze ze stanem umysłów w kraju obeznano, pojmował swe położenie, wesołą twarzą i spokojnym umyłem. Nic mu się nie wydawało groźnem, szedł powolnym, ale pewnym krokiem do zamierzonych celów, jednając sobie Cara Piotra i najprzyjaźniejsze utrzymując stosunki z Kurfirstem Brandeburskim.