Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Za Sasów 01.djvu/12

Ta strona została uwierzytelniona.

ciaż dziś już tu nikt się rybołówstwem nie trudnił i oprócz śledzi, innych tu dostać nie było można.
Na dole, wcale obszerny sklep, zajmował handel towarów wszelkich, wielce urozmaicony, bo w nim i wyroby z żelaza, mosiędzu, cyny, szkła i wytworniejsze zamorskie przyprawy do kuchni i wina rozmaite się znajdowały.
Oprócz tych ryb zapomnianych na froncie, na żelaznym pręcie, wisiało złocone niegdyś grono winne, znacznie już zakopcone i poczerniałe.
Stary Witke uchodził za niemca, ale wypadkiem jakimś upodobawszy sobie bardzo piękną, ubogą dziewczynę w Budziszynie, między serbami, ożenił się z nią i słowiańską krew do domu wprowadził, która tu nieznacznie wsiąkła.
Wiadomo powszechnie, że słowiańska ludność Saksonji cndem jakimś Opatrzności znamiona narodowości swej przechować potrafiła przez wieki. Zrazu uciskana i prześladowana, z postępem czasu wzgardzona tylko i wyśmiewana, przetrwała do dziś dnia, kryjąc się niemal z sobą i wstydząc pochodzenia. Powoli jednak co rok ubywało słowian, bo wielu ich najzupełniej się germanizowało. Istniały jeszcze prawa, choć zaniedbane, ograniczające swobodę tych nieszczęśliwych helotów, wyzwalano się z nich, przybierając na zewnątrz charakter niemiecki, przyswajając język, wyrzekając się obyczaju.
Męczeństwo, którego te apostazje były skutkiem, ciche, zrezygnowane, milczące, bliżej nawet patrzącym na nie ledwie się dostrzedz dawało. Co starosłowiańskiego pozostawało, kryło się i przysłaniało, z obawy, aby wszelki objaw głośniejszy nie rozbudził nowego prześladowania, którego tradycje i pamięć się zachowywała.
Aż do początków dziewiętnastego wieku, Drezdeńska ludność na przedmieściach, nad Elbą, była jeszcze przeważnie słowiańską. Napływ niemców później szybko ją zagłuszył, tak, że nabożeństwa po ko-