Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Za Sasów 01.djvu/13

Ta strona została uwierzytelniona.

ściołach z kazaniami i pieśniami serbskiemi pozostały dziś jedyną przeszłości pamiątką.
Chodziły głuche wieści, że i Witkowie niegdyś z Wendów pochodzili, temu nawet przypisywali niektórzy, iż stary sobie żony szukał w Budziszynie.
Ale raz przybywszy do Drezna, młoda serbka (imię jej było Marta) musiała do woli męża się stosując i dla stosunków z rodziną jego, zapomnieć starych swych ludowych pieśni, stroju się wyrzec i obyczaju.
Umiała ona i dawniej po niemiecku, a teraz codzień się posługiwać zmuszona tym językiem, przyswoiła go sobie, tak, że tylko po małym akcencie poznać było można budziszyńską mieszczankę.
Szacunek dla męża sprawił to, że jej pochodzenia nie wyrzucano, ani nawet poznać dawano, iż się go kto domyślał.
Cicha, spokojna, pracowita, skromna, zawsze łagodnie uśmiechnięta i uprzejma, pani Witkowa łatwo sobie wszystkich serca pozyskiwała. Mąż, który w obejściu się z nią przy ludziach, męzką swą wyższość rad okazywał; w domu, gdy pozostali sami, prawie jej był posłusznym i we wszystkiem do rady ją wzywał. Małżeństwu temu Bóg dał jednego syna, którego matka kochała, pieściła, czuwała nad nim z niezmordowaną troskliwością.
Żyła tylko nim i dla niego.
A że i ojciec go kochał, chociaż się z czułością dla niego zdradzić nie chciał, utrzymując powagę ojcowską, młody Witke (na chrzcie Zacharjaszem mianowany), wychowanym został z większą starannością i kosztem, niż zwykle mieszczańskie dzieci. Natura go też wyposażyła zdolnościami i energją niepospolitą, a rodzice mieli prawo cieszyć się jedynakiem.
Ojciec przeznaczył go naturalnie na swego następcę, mającego po nim objąć handel, już przez niego powiększony, a w przyszłości jeszcze się rozrosnąć obiecujący. Wychowanie całkiem domowe rozpoczęło