Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Za Sasów 01.djvu/136

Ta strona została uwierzytelniona.

reperacji i oceny używano, gdy je zastawiać przychodziło.
Postanowiła go wezwać. Musiała się jednak śpieszyć, bo i na obiad jako gospodoni w domu brata wyjść musiała i Lubomirską młodą, krewnę swą, wielką podkomorzynę koronną, miała w gościnie i dnie były krótkie, a wieczór niesposobny do oglądania kamieni, które często kolor mienią przy świetle. Umiała jednak wszystko to pogodzić w ten sposób, że u stołu kazała się zastąpić synowej pod pozorem jakimś, jedzenia się wyrzekła, a tylko dwa talerze rosołu spożywszy prędko, gdy wszyscy zasiedli jeść, ona Mrużaka do siebie wezwała.
Stary jubiler, rządzącej się tu szarej gęsi nie lubił, dokuczała mu już nie mało w różnych targach, ale wiedział, że ona tu więcej od Prymasa znaczyła, poszedł, przeklinając po cichu, a obiecując sobie od baby sekutnicy jak najprędzej się uwolnić.
Towiańska w swoim gabinecie przyjęła go z niebywałą nigdy uprzejmością. Poczęła od tego, że go o sekret zaklęła i zażądała, aby jej klejuoty wskazane ocenił. Jedne po drugich, drzwi zamknąwszy, wydobyła z szuflady pudełka i zwycięzkim wzrokiem mieżąc Mrużaka, domagała się jego zdania.
Stary zabrał się do dzieła sumiennie, stolik kazał do okna przystawić, dobył szkła powiększające i rozpatrywać się począł. Z razu zaimponowały mu te misterne oprawy, głową pokręcał, nie mówił nic, jakby zdumiony.
Nagle jakieś podejrzane łamanie się światła, zwróciło jego baczność, bliżej zaczął badać i jakby skamieniały siedział chwilę, powtórnie wziął się do egzaminu i znowu, ruszając ramionami, dumał głęboko.
— Pozwoli mi jaśnie wielmożna kasztelanowa zapytać się, czy klejnoty te już nabyła.
Towiańska odparła żywo:
— Nie jeszcze, ale mi je tanio chcą sprzedać.