ten skradł kto podpisał, po koronę się do skarbca włamywać przyszło, a na zamek okupem się dostać.
Rzuciła ręką.
— Bywaj waćpan zdrów. — Wtem głos jej złagodniał.
— Dlatego gdyby potrzeba było porozumieć się ze mną, liczcie, że brat bezemnie nic nie zrobi, dla tego waszmość się nie zrażaj, możesz przyjechać i mówić ze mną... ale mi kłamstwa nie przywoź, bo my się na farbowanych lisach znamy.
Gdy Witke nic na to jakoś nie odpowiadał, kasztelanowa jeszcze uprzejmiej dodała w końcu.
— W takich sprawach gniewu nie masz... Będziesz miał z czem, przybywaj... ja szparka jestem, ale ze mną do ładu przyjść można. Rankoru w sercu nie chowam.
Kupiec nie mając już co odpowiadać; pokłonił się grzecznie a zimno i wyszedł. Co si z nim potem działo, gdy do gospody powrócił na nocleg, a nazajutrz puścił się do Warszawy, trudno opowiedzieć. Wszystkie jego zamiary, plany, myśli ambitne zdawały się w niwecz obrócone. Wiedział teraz dopiero, że uczciwemu a sumiennemu człowiekowi w te konszachty z ludźmi luźnego sumienia wdawać się nie było podobna. Chciał rzucić wszystko, powracał do matki i skromny swój ojcowski handel dalej powoli prowadzić. Wyrzucał sobie nierozsądną ambicję, która go na straty i na upokorzenia narazić miała.
Ale zaledwie rozumne to postanowienie uczyniwszy, Witke natychmiast go żałować zaczynał. Nie chciało mu się porzucać zasnutego dzieła i zrażać pierwszem niepowodzeniem, a raczej nieprzyjemnością doznaną. Być może też, iż wdzięk Henrjetki, słabostka dla tego dziecka do Warszawy go ciągnęła.
Nim z Łowicza się do stolicy dostał, po kilkakroć zmieniał przekonanie. Chciał powracać do Drezna i zostawał w Warszawie, rumienił się doznanym
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Za Sasów 01.djvu/140
Ta strona została uwierzytelniona.