Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Za Sasów 01.djvu/15

Ta strona została uwierzytelniona.

soły jego humor świadczył, że mu na świecie dobrze było. Niezbyt pieszczony, miał jednakże wszystko, czego mógł pożądać.
Myśli jego, pragnienia, wyżej wprawdzie sięgały, ale tego, prócz matki, nikt się nie domyślał. Ojciec w perspektywie, wskazywał mu tylko wzrost domu, rozszerzenie handlu i hurtowne spekulacje na większą skalę. On nie pożądał więcej; chłopakowi może to nie starczyło, uśmiechał się, słuchając.
Stary Witke zamierzał drugi sklep otworzyć na starem mieście za Elbą, marzył też o pomniejszych handlach na prowincji, co wszystko stopniowo, bez wysiłków przyjść miało, ale nic więcej.
Tymczasem odbyt w sklepie przy Zamkowej ulicy szedł doskonale. Znano starego Witke, jako bardzo sumiennego w mierze i wadze, dla mniej zamożnych, wyrozumiałego, cisnęli się więc do sklepu ubodzy, a bogatsi chwalili dobór rzeczy i uprzejmość w usłudze. W Radzie miejskiej i w cechu swoim, miał też głos znaczący i poważanie.
Zacharjasz liczył już sobie lat przeszło dwadzieścia, gdy nagle pomyślny ten stan rzeczy, śmiercią ojca niespodzianą, został zachwiany.
Zdrów i silny stary Witke, jednego wieczora dostał uderzenia krwi do głowy, postradał mowę, męczył się dni kilka i pomimo starań nadwornego królewskiego lekarza, wkrótce życie zakończył.
Cios to był, jak uderzenie piorunu straszny dla wdowy i syna, ale zostawił rodzinę z zabezpieczoną przyszłością. Wszystko po śmierci jego znalazło się w takim porządku, z przewidywaniem wszelkich wypadków, iż nie pozostawało synowi i wdowie, tylko się do jego wskazówek stosować.
Prowadzenie dalsze interesów pozostawiał synowi razem z matką, dalekiego zaś krewnego, kupca, suknem handlującego w Starym Rynku, Baura, raczej doradcą niż opiekunem naznaczył. Baur w równym wieku z nieboszczykiem, człowiekiem był łagodnego chara-