Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Za Sasów 01.djvu/152

Ta strona została uwierzytelniona.

Kupiec oniemiały znowu wstrzymał się z odpowiedzią dla namysłu.
— Hrabina Königsmark, — rzekł w końcu, — jak wszystkim wiadomo, jest zawsze w łaskach u króla.
— Choć ją tak haniebnie zdradził z tą Fatimą, a potem dla Esterle — dodała podkomorzyna, dowodząc jak doskonale była o wszystkich króla miłostkach uwiadomioną i jak one ją obchodziły.
— Widzę — odezwał się po chwili knpiec — że prędzejbym się ja od pani mógł czegoś dowiedzieć, niż jej coś nowego przynieść. My nie podnosimy oczów do góry i wolimy nie mięszać się do serdecznych spraw N. Pana. Muszę też pani wyznać, że ja do dwora nie należę, z powołania kupcem jestem...
— A! — wtrąciła żywo i porywczo Lubomirską — czemże handlujesz? kamieniami? klejnotami? nieprawdaż.
Witke się rozśmiał.
— Bynajmniej — począł wesoło — na tych się ja wcale nie znam...
To mówiąc chociaż podkomorzyna go usiłowała zatrzymać i jeszcze miała na ustach natrętne pytania, Witke skłonił się kasztelanowej, potem pięknej nieznajomej i wyniósł się co żywo, obawiając się wygadać mimowoli.
Zaledwie się drzwi za nim zamknęły, a Towiańska miała począć rozmowę z podkomorzyną, gdy oczekujący w przedpokoju Mrużak wszedł, prowadząc za sobą kolegę Padniewczyka. Oba mieli twarze posępne i uroczyste.
— Jaśnie wielmożna pani — odezwał się nisko kłaniając Mrużak — nie chciałem przy tym jegomości sporu wszczynać... Prawdą a Bogiem, kamienie dnia dzisiejszego były drogocenne i piękne, ale pierwsze, które on tu w tej samej przywoził oprawie na oszukaństwo, tak mi Boże dopomóż, wprawione zostały... Padniewczyk mi poświadczy, że na oprawie nawet