Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Za Sasów 01.djvu/156

Ta strona została uwierzytelniona.

szych, o których pozyskanie mu chodziło... Przybycie ich i połączenie się z orszakiem pańskim miało znaczenie wielkie. Rokosz stracił siły i rację bytu.
Chociaż Rzym dotąd przez Nuncjusza, przez OO. Jezuitów, sprawę króla w Polsce popierał, choć nawróceniem się jego na katolicyzm duchowieństwo zdawało się pozyskane, nie mniej szło Augustowi wielce, aby między niem miał jak najwięcej przyjaciół, bo Stolica Apostolska dotąd dla niewiadomych jakichś pobudek, uznać go królem ociągała się.
Rad był więc bardzo August, znajdując tu przyjaciela nieboszczyka Sobieskiego i jego rodziny, wielce rozumnego, uczonego i powszechnie szanowanego Załuskiego.
Prymas, jak powiedziano, był już kupiony i albo był lub miał być wkrótce zapłaconym... Zgodził się za siedemdziesiąt pięć tysięcy talarów, a Towiańska ostatecznie kaprysząc, wahając się, papląc, o fałszywych klejnotach, przyjmowała precjoza o dwudziestu pięciu... Król, który lubił błyskotki i okrywał się niemi, tęsknie wzdychał po utracie pięknych kamieni, ale spokój i zgoda coś warte były. Prymas obiecywał iść z królem i silnie go popierać... Rokosz miał być rozwiązany.
W Radomiu szczególniej wielka się miłość dla Sasa, przy suto zastawionych stołach zrodziła i urosła. Raz powiadano, że na wszystko się zgadzał, czego tylko sobie szlachta życzyła, że niesworni żołnierze wyciągali do Prus, że rokoszanom przebaczenie bezwarunkowe było przyobiecane, że natychmiast miał znakomity wódz iść odzyskać Inflanty, albo wespół z Carem moskiewskim zwrócić się przeciwko Turkom, aby opanować ten nieodżałowany Kamieniec.
Można sobie wyobrazić jak powolną była ta podróż Augusta, gdy w wigilją Trzech Króli ucztując w Radomiu, potem w Warce, dopiero po przyjęciu przez Sobieskich w Wilanowie, dnia 15 Stycznia