gały panią Martę ku polakom, czuła w nich braci, ale powierzchowność butna i zuchwała odstręczała.
Stara wolała zresztą dla syna spokojny handel w domu na własnych śmieciskach, niż rzucanie się na śmiałe przedsiębiorstwa, których skutków przewidzieć było trudno.
Nazajutrz wieczorem zeszli się znowu, Zacharek przywitał matkę, bardziej jeszcze ożywiony i wesoły, śmiało mu się młode lice.
W istocie raz powzięta myśl coraz się w nim dalej rozsnuwała. Utwierdzał się w przekonaniu, że Kurfirst w stosunkach z krajem nowym ludzi potrzebować będzie; czuł się usposobionym do tych posług, niecierpliwy postarał się już nawet o starą książczynę, wydaną we Wrocławiu dla szlązaków, co się dla handlu z Polską, języka jej nczyć chcieli. Niebezpieczeństwa, o których wczoraj napomknęła matka, niezraziły go wcale. Przy wieczerzy Marta sama zagaiła o tem znown, rozpytując, co postanowił i czy co obmyślił nowego.
— Widziałeś się z kim? — zapytała.
— O! ja! — rzekł śmiejąc się kupiec — gdy mam co na sercn, czasu nie tracę, trwam w tem mateczko kochana, aby coś począć i to nieodkładając, bo kto inny ubiedz może. Chodziłem do domu Fleminga odnowić tam znajomości i zetknąć się z polakami, którzy z jego siostrą, czy też krewną, przybyli. Tak ci jest, jak przewidywałem, polacy chodzą jak błędni, potrzebują przystani i pośredników. My też nie wiemy jak do nich przystąpić... Oni naszego Drezna, my Warszawy ich nie znamy, ani Krakowa. Pierwszy co zawiąże bliższe stosunki, i jaśniej się rozpatrzy w Polsce, może u Kurfirsta pozyskać wzięcie i wpływy. Na co mają korzystać sami tylko Hofjuden? (Żydzi dworu).
(Tak zwano naówczas bankierów izraelitów, którzy Kurfirstowi dostarczali pieniędzy).
— A — przerwała matka — czyż byś ty im miał
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Za Sasów 01.djvu/21
Ta strona została uwierzytelniona.