Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Za Sasów 01.djvu/50

Ta strona została uwierzytelniona.

chectwie rozpowiadał — szlachta też wolną jest od wszelkich opłat, oprócz, że dostarcza koni, obowiązana jest iść w obronie kraju, ale praw nie dyktuje... Gdyby na zwołanem zgromadzeniu, saski baron śmiał co burknąć Kurfirstowi, nie wydobyłby się z Kônigsteinu.
— My mamy przeciwko temu, nasze: neminem captivabimus nisi jure victum — zamruczał Łukasz — nie dalibyśmy się, ho! ho!
Szło tedy wszystko doskonale, w kamienicy pod rybami, ale jeszcze nie tak szybko, jak Witke sobie życzył. Zapowiedział więc klerykowi, że otrzyma oprócz nagrody umówionej, podarek piękny, byle na koronacją Witkego przygotował.
— Nie przyjdzie to trudno wmości — rzekł śmiejąc się Łukasz — u nas różnych dialektów dosyć, na Szlązku mówią inaczej, inaczej na Mazurach, inaczej Kaszuby, opowiesz się z innej prowincyi i dosyć.
A pewnie — odparł kupiec — ale chcę dla siebie języka się dobrze wyuczyć.
— Trudniej daleko — rzekł Przebor — przyjdzie wam zrozumieć nasze życie i obyczaj, niż mowę. Tego się prędko nie nauczycie.
— Nie rozpaczam o tem — szepnął Witke — wszystkiego nauczyć się można. Masz waćpan dowody, ja bardzo tępy nie jestem.
Wieczorem codziennie pani Marta oczekiwała na syna, ciekawa dowiedzieć się, jak mu tam szło z nauką.
Cieszyła się razem i obawiała. Wiedziała, że na tej drodze, którą się puścił, już go powstrzymać nie potrafi. Spowiadał się przed nią codzień i choć całej prawdy nie mówił, czuła, że nadziejami sięgał daleko. Lecz widząc zatrwożoną, uspakajał.
— Nie myślcie bo, matusiu moja, że ja mam ambicją dobijania się urzędów, stanowisk, tytnłów. To nie nasza rzecz. Chcę się stać potrzebnym i jak Lehman i Meier dorobić pieniędzy. Z nabitą kabzą dojdę potem, gdzie zapragnę. Ze sklepu wielkich rzeczy wy-