Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Za Sasów 01.djvu/61

Ta strona została uwierzytelniona.

pisać pod dyktą pani, która bynajmniej nie poruszona, list natychmiast rozpoczęła.
Nawykła do biernego posłuszeństwa, kasztelanowa wybryk ten amanuenta przypisała podchmieleniu. Rzecz się jej zdawała załatwioną. List stylizować ukończywszy kazała go sobie podać, przeczytała i nic nie mówiąc, położyła na stole.
Przebor stał i czekał chwilę, a widząc, że pani Przebędowska nie myśli już dyktować dłużej, skłonił się niezgrabnie i wyszedł.
Wszystko się zdawało skończonem, ale nazajutrz rano kasztelanowa dowiedziała się, że nocą Przebor wyniósł się z pałacu Fleminga i znikł bez wieści. Wydano natychmiast rozkazy poszukiwania zbiega, tropiono go po całem mieście, ale bezskutecznie.
Żałowała może poniewczasie prędkości swej surowa pani, ale nie czuła się coś winną. W jej oczach nie darowanem było zuchwalstwem, że się jej taki biedak śmiał stawić ze swą dumą szlachecką i wymagać choćby najmniejszych względów!!
Dostało się za niego całej Polsce i wszystkiej szlachcie!!





IV.

Jednego jesiennego wieczoru, gdy już sklep został zamknięty, a pani Marta niespokojna oczekiwała na syna, podśpiewując wesoło, wszedł do pokoju, w którym zawsze wieczerzali, Zacharjasz i całując matkę w rękę, a dojrzawszy łzy na jej oczach, rzekł z wyrzutem i czułością.
— Matusiu kochana, widzę, że wy w dziecku swem ufności nie macie? czy żeby Zacherek nie