Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Za Sasów 01.djvu/93

Ta strona została uwierzytelniona.

Zakłopotanie było wielkie, bo starego obyczaju zaniedbać i pominąć nikt się nie ważył doradzać.
Sam nowo obrany król, podszepnął księdzu Dębskiemu, że ściśle biorąc zwłok króla nieboszczyka nie było potrzeba. Lud i tłumy nie wiedziały, gdzie się one znajdowały, dla innych starczyła próżna trumna i egzekwie, wedle tej formy, której ceremoniał wymagał.
Myśl tę pochwycono. Wszystko więc na ten dzień przygotowane kłamstwem było i udaniem. Chować miano trumnę pustą, kruszyć insygnia naśladowane, niszczyć pieczęci udane. Ale prawu i zwyczajowi zadosyć się stało. Nikt przeciwko temu nie protestował, August śmiał się i poruszał ramionami, szepcząc do ucha Flemingowi:
— Słuchaj, Henrysiu i z tego bierz miarę, jak tu postępować potrzeba. Pozory musimy we wszystkiem poszanować i zachować, w tem grunt. Byle one okrywały to, co się robić będzie, przejdzie wszystko.
Był też najlepszej myśli Elekt, a przed polakami z przesadzoną troskliwością, dowodził najskrupulatniejszego poszanowania prawa.
Mówił o niem ciągle i skłaniał głowę pokornie. Jeden może biskup Dębski wiedział, że ten popis z legalnością, był jednym ze środków pozyskania zaufania w narodzie.
Trzynastego września stało już w katedrze na Wawelu wspaniale wzniesione i przyozdobione Castrum doloris, ze szkarłatną, złotemi ozdobami przystrojoną trumną, a w tłumie, który kościół zapełniał, bardzo wielu miało to przekonanie, że istotnie zwłoki Sobieskiego grzebano.
Kruszenie chorągwi, kopii, miecza rycerza, który wjeżdżał konno, aby paść u katafalka... wszystko dnia tego widziano, jakby na prastarych pogrzebach królów. Nikt przeciwko tej komedyi tak dobrze odegranej nie protestował.
Wieczorem po wielkiem przyjęciu na zamku i ucz-