Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Za Sasów 01.djvu/94

Ta strona została uwierzytelniona.

cie, August z przyjaciółmi pił znowu i po cichu szydził z pogrzebu, który się tak udał doskonale.
W sobotę potem, jechał król uroczyście na Skałkę, wedle obyczaju, za morderstwo Ś-go Stanisława przez poprzednika swego, odbywając rodzaj pokuty.
Nie potrzebujemy mówić, że skupienie ducha i pobożność, z jaką całował podane relikwie męczennika, powszechnie były ocenione i wynoszone.
Duchowieństwo gniewało się na tych, którzy posądzali Sasa o religijną obojętność i cieszyło się jego nawróceniem.
Biskup Dębski bardzo zręcznie dowodził:
— Chociażby dla korony wiarę zmienił, różnemi drogami Bóg do siebie prowadzi. Serce się jego poruszyło, łaska zstąpiła, zwycięży wiara i będzie gorliwym katolikiem.
A ojciec Vota szeptał: Utinam.
W niedzielę naostatek dopełnić się miała z niecierpliwością wyczekiwana koronacya.
Nie wszyscy wiedzieli, jakim sposobem bez kluczów do skarbca koronnego i nie wyłamując drzwi, nie gwałcąc zamków, Kurfirst przyszedł do opanowania korony Chrobrego insigniów starych, bez których obrzęd za ważny nie mógł by uchodzić.
Król był zatem, ażeby fikcyą pogrzebem rozpoczętą, prowadzić dalej, korony, miecza-Szczerbca, jabłka i berła kazawszy wykonać naśladowanie. Sprzeciwił się temu nawet Dębski. Drzwi łamać nikt nie doradzał, mowy być o tem nie mogło.
Szepnął ktoś; myśl ta może królowi przynależała znowu, że nie naruszając kutych żelazem podwoi, łatwo było mur przebić i wyłomem do skarbca się dostać.
Fortel ten rozbójnicki nie wszystkim przypadał do smaku, zakrzyczano zrazu, protestowano, ale nie było innego środka a koronacya insigniami nowemi nie starczyła.
Musiano więc nocą, po cichu, wypiłować otwór, weszli nim do skarbca wysłani urzędnicy i wynieśli