Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Za Sasów 02.djvu/11

Ta strona została uwierzytelniona.

Car został z całą możliwą uprzejmością przyjęty. Nie miano się zrażać żadnemi jego wymaganiami, choćby najkapryśniejszemi. Zamek, służba, wojsko, wszystko miało dlań stać otworem. Witkemu zlecono wmięszać się pomiędzy służbę dworską i manewrować tak, aby mógł później zdać sprawę z każdego najmniejszego kroku Cara Piotra. Pochlebiło to może kupcowi, gdyż stawiło go jako kontrolującego po nad napierwszymi tu urzędnikami. Miał prawo wszystko widzieć, być wszędzie i pytać o cokolwiek mu się podobało.
Działo się to jeszcze w czerwcu 1698 r. Constantini przez znaczniejszą część wieczora zatrzymał u siebie Witkego, wrażając mu jego obowiązki i nagląc o pośpiech w podróży, gdyż w tym miesiącu jeszcze Car powracający z Amsterdamu i dążący do Wiednia, w Dreznie być obiecywał.
Pochwycony tak niespodzianie Witke tegoż wieczora jeszcze poszedł pożegnać Renardów, a gdy w oczy patrząc pięknej Henrjetce spytał ją, jakiego miał gościńca przywieźć z Drezna, dziewczę zarumienione odpowiedziało zalotnie, ażeby sam jaknajprędzej powracał. Rano jak dzień Witke siedział już w swym wózku krytym i pośpieszał najprostszą drogą do Drezna. Długa niebytność w domu, niewidzenie matki, zaniedbanie spraw własnych, rodzajem zgryzoty uciskały mu serce. Wyrzucał sobie to zaniedbanie obowiązków, a najmocniej ostygnięcie dla tej matki, która go tak kochała i tak za nim tęskniła. Tym razem miał jej uczynić niespodziankę, gdyż wcale się go spodziewać nie mogła. Zbliżanie się do domu dało mu niemal zapomnieć poselstwa, jakie miał powierzone.
Był wieczór i chłopcy właśnie okiennice sklepu zamykać mieli, gdy wózek stanął przed wrotami; staruszka poznawszy syna, z krzykiem radosnym wybiegła naprzeciwko niego. Wzruszony Zacharjasz padł przed nią na kolana, czuł się winowajcą. Radość była wielka, niewysławiona, ale trwała krótko, gdy