Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Za Sasów 02.djvu/114

Ta strona została uwierzytelniona.

Często się trafiało, że umyślnie kłamliwe plotki puszczał, aby swobodniej bruździć niepostrzeżony. Chociaż zapewniano, że król go przodem wyprawił do hrabiny Cosel (gdyż tak już Hoymowę zwano) z listami. Witke potrzebował to sprawdzić.
Chodził jak błęduy dosięgnąć nie mogąc żadnego z winowajców, ani króla, ani przewrotnego pomocnika rozpusty jego. Tysiące myśli mu przychodziło, żadnej się chwycić nie śmiał, aby nie zdradzić się z tą żądzą pomszczenia nieszczęśliwej ofiary. Constantiniego inaczej jak z pomocą samego króla nie można było obalić.
Witke nosząc się z temi myślami, tak daleko szedł, iż gotów już był bodaj Szwedowi służyć, byle mściwą dłoń skrytą dać uczuć Augustowi. Wszędzie jednak, gdziekolwiek się chciał obrócić, bozsilność swą widział, nie miał ani wprawy do pokątnych intryg, ani bezczelności, jakiej one wymagały.
Cóż on mógł przeciwko włochowi, którego nie wstrzymywało nic, gdy Witkego litość i wstyd powściągały i onieśmielały.
Błądził tak dni parę po mieście, to wpadając czasami do Renardów, to kręcąc się około zamku, to śledząc czynności Prymasa, którego niechęci dla króla miał liczne dowody...
Z dwojga jedno miał do wyboru, albo porzucić wszystko, wrócić do Drezna, wyrzec się stosunków wszelkich i przebłagawszy matkę, ograniczyć się starym handlem ojcowskim, który przez te lata mocno zaniedbany podupadł, albo poświęcić wszystko zaspokojeniu zemsty, która ni krwią, ani łzami nasyconą być nie mogła.
Miłość ku Henrjetce była jedyną namiętnością tego człowieka, nie dziw więc, iż go tak pochłaniała, i że jej wszystko gotów był poświęcić. Ona zdawała mu się najmniej, albo całkiem niewinną, Witke gotów był... teraz, jak wprzódy nawet się z nią ożenić.