lerzy i służbę, dworzan, aby jej Witkego szukali i przyprowadzili.
Musiano go już na drodze do Drezna łapać, zawrócić i na drugi dzień dopiero, Grądzka w tryumfie wprowadziła chmurnego niemca do swej pani.
Urszula o mało i jemu się na szyję nie rzuciła, zarzucając go pytaniami.
Witke, który miał na sercu jak kamień leżące wspomnienie Henrjetki, począł naprzód od wyrzekań przeciw królowi i Constantiniemu.
Księżnę los dziewczęcia nie obchodził bynajmniej... nie oburzyło ją to — a ledwie nie wydawało się śmiesznem, iż Witke tak ubolewał nad nią.
— Otóż to jego kochanie! — zawołała — rozpadał się dla tej Hoymowej...
Splunęła z pogardą. Witke, którego rana się jątrzyła, nieopatrznie począł się przeciwko królowi odgrażać.
— Ten człowiek dla siebie gotów wszystkich dać choćby na miecz katowski — wołał — ale nie może być, aby Bóg nie pomścił na nim tylu łez, tylu ofiar... Mnoży sobie nieprzyjaciół w Polsce, Saksonja, jak ze skóry odarta, ledwie dysze... ale Bóg Szweda na niego posłał i ten go zgniecie...
Ks. Cieszyńska słuchała... Witkemu się wyrwało:
— Teraz jam gotów przeciwko temu tyranowi sam pierwszy dopomagać... niech ginie...
Roztargniona słuchała Urszula, jej w istocie więcej szło o to, aby siebie ocalić, niż jego gubić... Dla zjednania Witkego, zaczęła od gorącego przekonywania go, że się pragnie mścić na królu, żądając, aby on jej do tego, nie pytając o nic, dopomagał. Niemiec był tak zniechęcony do wszystkiego, pragnął spoczynku i zapomnienia popełnionych omyłek, których się wstydził, iż najmniejszej do żywszego zajęcia się czemkolwiek nie miał ochoty. Jednakże gorączka księżnej nieco i jego rozbudziła.
— Mnie się potrzeba koniecznie widzieć z ks.
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Za Sasów 02.djvu/130
Ta strona została uwierzytelniona.