pięknej takiej zalotnicy wymaga innej logiki, nad tę, jakie mieć powinny stopniowe wejrzenia, zniżanie i podwyższanie głosu, odcienia uśmiechu czepianego do rozmowy, jak koronki do sukienki.
Książe Aleksander uwierzył w jej troskliwość o siebie, a więcej jeszcze w nienawiść i chęć pomszczenia się na przeniewiercy... rozmowa zawiązała się żywo, jak gra w rakiety... i ani się spostrzegł książę, gdy go poprowadziła do stołu.
Stół na dwie osoby, ustrojony był jak ołtarz, kredens od podłogi do stropu, okrywały ciężkie, przepyszne srebra. Podawano na złoconych talerzach (vaisselle plate) a kucharz był ten sam, co dla Augusta niedawno gotował jeszcze, księciu Aleksandrowi z tą śliczną laleczką sam na sam było tak rozkosznie jak w raju.
Rozumie się, że księżna poczęła od niesłychanej powagi, chłodu i surowości przesadzonej, aby książe Aleksander mógł sobie pochlebiać, że on to wszystko przełamał i zwyciężył. Taktyka to była odwieczna, pierwotna, zużyta, ale powtarzać się ona będzie jeszcze wieki, bo jest instynktowną, tkwi w naturze kobiety.
Ktoby był porównał wnijście księcia do saloniku, do pożegnania z nią, ten mógłby ocenić co dokonała i jak zręcznie. Pozostawało jeszcze bardzo wiele do powolnego podziału na dni wiele... dopókiby książe Aleksander nie został ułaskawiony, okuty i przyswojony tak, że się, już ucieczki jego nie było co obawiać.
Zmienić było potrzeba na dni kilka tryb życia i porządek domowy. Wielu znajomych nie przyjęto, ale Sobieski tak się uczuł później bezpiecznym, osłoniwszy jakiemś nazwiskiem przybranem, w które nikt nie wierzył, że na gości postanowił nie zważać. Drzwi się więc otworzyły znowu i wesołe rozpoczęło życie.
Dla czego właściwie powołała go piękna Urszula, co mu zagrażało, co ona mu doradzić miała? nie było
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Za Sasów 02.djvu/134
Ta strona została uwierzytelniona.