Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Za Sasów 02.djvu/143

Ta strona została uwierzytelniona.

straszliwie zmienione bólem i trwogą, że na niem król nie pytając, wyrok mógł swój wyczytać.
Wlepił oczy we Fleminga.
— Co ty mi przynosisz? — zagrzmiało z piersi — mów...
Zawahał się minister, ujął drżącą rękę Augusta, schylił się do niej, nie miał siły odpowiedzieć...
— Mów — gwałtownie krzyknął król — mów! cóż mnie już spotkać może straszniejszego nad zrzucenie z tego tronu, przegrana pod Wschową... zbeszczeszczone wojsko, ja sromem okryty... Polska stracona... Schulenburg...
I niedokończywszy, padł król na łóżko, a fajka, którą trzymał w palcach, skruszona w kawałki padła u nóg jego...
Fleming pot z czoła ocierał.
— Szwed — począł niecierpliwie August.
— Królu mój — przerwał Fleming równie gwałtownie. — Szwed zajmuje kraj twój dziedziczny... niech djabli wezmą Polskę... trzeba Saksonją ratować.
— Tak!! — ryknął król z boleścią — ty, ty mnie to radzisz teraz, ty, Fleming, a któż, jeśli nie ty i twoja Przebendowska zagnaliście mnie do przeklętej Polski, która miljony kosztowała i okryła mnie sromem... kto? Tyś winien! Jabym ciebie powinien kazać obwiesić.
Fleming ramionami poruszył.
— Jeżeli ci to ma pomódz do odzyskania Polski i miljonów — rzekł — wieszaj, a prędko. Ale ja ci mówię, ani Polska, ani Saksonja stracone nie są. Szwedowi musi się noga ośliznąć, nadto długo mu szczęście służy. W tej chwili tylko potrzeba mu uledz...
August dyszał słuchając... trząsł się cały gniewem i bólem...
Fleming stał i zdawał się czekać chwili, w której by mógł chłodniej się z nim rozmówić, lepiej położenie określić. Król tymczasem pełen kielich stojący pod ręką wychylił i tchnął, a raczej ryknął, uderza-