Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Za Sasów 02.djvu/144

Ta strona została uwierzytelniona.

jąc się w piersi. Straszliwe przekleństwo z ust mu się wyrwało... bezbożne...
— Pierwszego tego miesiąca — począł patrząc na niego Fleming — Szwedzi weszli do nas...
— I powinni byli tylko pustkę tu znaleźć — zawołał król — rozkazałem, aby lud wszystek z dobytkiem, z mieniem... co żyło szło w lasy nad Sprewę i kryło się w niedostępnych moczarach.
— Tak — odparł Fleming — lecz czasu już nie było na to... Szwed pośpieszył i drugiego września pod Steinem Odrę przeszedłszy, kraj zalał szeroko... wydawszy najostrzejsze rozkazy. Ministerjum widząc, że obrona i nieposłuszeństwo ściągnęłoby klęski większe jeszcze, nakazało się ludności zachować spokojnie... Nie można było postąpić inaczej.
August zerwał się z łóżka, okrył płaszczem i chodzić zaczął po izbie ciasnej, ale tu mu duszno było... Podszedł do drzwi, rozparł je, rzucił niemi tak, że w sztuki rozpadły i wyszedł do drugiej komnaty, pełnej jeszcze czeladzi i wojskowych, którzy na widok króla natychmiast pierzchnęli.
Wszystko, co po drodze mu stało, przechodząc August chwytał, nie mówiąc słowa, Fleming też przerwawszy opowiadanie, czekał...
On jeden w tej chwili okazywał najmniej trwogi, choć może się miał powód najwięcej lękać Augusta, ale bez niego też jednego król obejść się nie mógł.
Przechadzka ta skończyła się wnijściem napowrót do sypialni. Zwolna twarz się królowi zaczęła wypogadzać. Należał on do tych ludzi, których wrażenie zabija czasem, ale nigdy nie trwa długo... bo by z niem żyć nie było podobna... On i Fleming stanęli naprzeciw siebie.
August zcicha mówić począł, ale zwolna głos podnosił i widać było, jak go wewnętrzna jakaś otucha poczęła ożywiać.
A charge de revanche! — odezwał się ponuro — Potrzeba nledz, uledz, aby Saksonją ocalić. Bądź co