— Tak jest — wtrącił Fleming — Leszczyński nietylko sam, ale z żoną towarzyszy protektorowi i zajął kwaterę w Lesnig.
August zrobił minę pogardliwie szyderską.
— Patrzaj! — zawołał do Fleminga — ja tu jestem w jego królestwie, a on moje zajmuje... umyślnie... Karol go tam przytrzyma, aby mnie zmusił mu się potem pokłonić. Niepoczciwy braciszek!
Gdybym miał kiedy się doczekać odwetu... ha! ha! Strasznym by być musiał... a strasznym! Wszystka krew tego wyschłego draba nie starczyłaby na ugaszenie mojego pragnienia.
— Tst! — powstrzymał Fleming.
Lice królewskie zbladło jak ściana i lekkie drżenie poruszyło fibry twarzy.
— Sądzi, że tem mnie złamie? — zamruczał. — Nie! Będę mu się pod nosem bawił na Lipskim jarmarku.
Zdawał się namyślać nieco Fleming i chwilę małą poczekawszy, ujął poufale króla pod rękę, chociaż wcale nie znajdował go do przyjacielskiego zbliżenia się usposobionym...
— Schulenburg — rzekł pocichu poufnie. — Schulenburg zaręcza, że jeśli mu pozwolicie, on jednym zamachem wszystkiemu koniec położy.
Ze wzgardą brwi zmarszczywszy okrutnie August wykrzyknął tylko.
— Schulenburg! on... allons douc!
— Tak jest — dodał Fleming. — Wiadomo powszechnie, że na straży przy Karolu nigdy więcej nie stoi nad trzydziestu trabantów, on sam nieopatrznym jest i zuchwałym. Schulenburg zaręcza, że go pochwyci i uwięzi w Tauchau czy w Altranstacie.
Król posłyszawszy to, głową poruszył gwałtownie.
— Niech się nie waży na to — zawołał — takich środków nie mogę użyć, ani ich dopuścić. Nie umiał go pokonać, a chce odwetu zdradą. Wstyd by mi tem uczynił tylko. Szulenburgowi to przystało może, ale nie Augustowi.
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Za Sasów 02.djvu/149
Ta strona została uwierzytelniona.