Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Za Sasów 02.djvu/171

Ta strona została uwierzytelniona.

i umiał, zamatowaniu się wykręcał. Oprócz pilności w każdem słowie i ruchu, musiał jeszcze nie okazywać po sobie ani zakłopotania, ani tego przymusu, jakiemu ulegał.
Bawiło to Szweda, a męczyło smutnego Leszczyńskiego, który przez cały prawie czas pobytu był zamyślony i milczący. Karol umyślnie go wciągał w rozmowę naówczas, gdy sądził, że August się też będzie musiał odezwać. Ale Sas naówczas nadzwyczaj zręcznie wynajdywał pretekst do zwrócenia się gdzieindziej i do kogo innego... U stołu, dwaj królowie, siedzieli po obu stronach Karola XII i to im nieco wypocząć dało...
August wyszedł z tego turnieju prawie zwycięzko dał dowód obrotności, przytomności umysłu, chwilami czelności niepospolitej, lecz tych kilka godzin męczarni wewnętrznej tak go zmogły, doprowadziły do tego stopnia złości i rozdrażnienia, że na noc powróciwszy do Lipska do hotelu pod Jabłkiem, gdzie stawał zwykle, w pokojach swych sprzętów połowę połamał i powywracał, nim się potrafił uspokoić. Nikt naówczas, gdy tak szalał, przystępować się nie ważył do niego, bo najmniejsze słowo, można było życiem przypłacić. Niezmierna owa siła Augusta czyniła go niebezpiecznym, dosyć mu było popchnąć człowieka, jeżeli ściana stała blizko, aby się rozbił o nią. Nie jeden raz wynoszono tak z jego mieszkania potłnczoną czeladź, która jęknąć nie śmiała, bo jęk go drażnił gorzej jeszcze.
Cudzoziemcy wtajemniczeni w stosunki tych trzech królów, przypatrując się nielitościwemu pastwieniu się Karola XII nad Sasem, nie mieli wcale ochoty się uśmiechnąć, choć położenie mogłoby było śmiech wywołać. Czuć było w tem coś tragicznego zarazem. August, który każdego dnia inaczej, jak aktor występujący na teatrze, przebierał się w lamę złotą, srebrzystą, w guzy rubinowe i djamenty, w pernki coraz misterniej fryzowane, grał swoję rolę do końca ze