Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Za Sasów 02.djvu/175

Ta strona została uwierzytelniona.

cia się świetną przepowiednią, ani wielkiej w [1] wiary.
Poruszył ramionami tylko.
— Wiesz — rzekł po chwili milczenia — że we mnie masz wiernego sługę. Co się tyczy tych, na których rachujesz w Polsce...
Uśmiechnął się Fleming.
— Ja nikomu z nich nie ufam.
— Ani ja też — dodał król — i właśnie dlatego nie są nam straszni, że wiemy jak ich cenić mamy.

. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .

Tak się rozpoczęło owe powtórne panowanie Austa II, które było niczem innem, tylko walką ciągłą, z zasadniczemi prawami Rzeczpospolitej.
Wymijano je nie śmiejąc złamać, łamano, ilekroć upozorować się to dało, a ostatecznie synowi pozostawił król w spuściźnie najstraszniejszą anarchją, coś nakształt domu, w którym stary naruszywszy porządek, nowego zaprowadzić nie umiano.




Losy pięknej Urszuli wkrótce potem rozstrzygnęły się dosyć szczęśliwie. Zabrała ona znajomość z księciem Wirtembergskim, i uspokoiła Cosel, która się jej obawiała zawsze, za mąż wychodząc za niego. Dom jej naówczas zarówno z salonami pani Przebędowskiej, stał się ogniskiem dworskich, polskich i saskich intryg, zabiegów i robót pokątnych. Ks. Cieszyńska lękała się i nie lubiła Fleminga; wszyscy ci, co jej wstręt i obawę dzielili, zbiegali się tutaj do jednej gromadki... Panowie senatorowie polscy codzień się prawie schodzili na wieczerzę i pogadankę...

  1. Przypis własny Wikiźródeł Nieczytelny skan; najprawdopodobniej brak słowa nią.