Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Za Sasów 02.djvu/41

Ta strona została uwierzytelniona.

— No — rzekł mu — widzisz! Zawdzięczasz to mnie, żem cię królowi zalecił. Rozumiesz! Czuj że się do wdzięczności dla mnie i służ wiernie, bo jak łatwo mi było cię polecić, tak jeszcze lżej będzie precz odprawić.
— Ale, na Boga! — odparł Witke — jak możecie co podobnego przypuścić, ja bez was kroku nie stąpię...
Podali sobie ręce i rozstali się.
Do najmądrzejszych środków utrzymania króla w zawisłości od siebie, Lubomirska liczyła jak najtroskliwsze śledzenie każdego kroku kochanka. Miała około siebie paziów, których umiała pozyskać i polskich panów, co jej donosili o najdrobniejszych szczegółach.
Constantiniego podejrzewała słusznie, gdyż ten nie śmiejąc jeszcze nic przedsiębrać, zmierzał do tego, aby król z Lubomirską zerwał a zawiązał stosunek nowy z kimś przystępniejszym dla włocha. O Witkem doniesiono jej zaraz, gdyż na dworze domyślano się, że król, który się z wielką o nim pochwałą odezwał, używać go nie omieszka.
Natychmiast podkomorzyna wszystkie poruszyła sprężyny, aby Witkego poznać i pozyskać go sobie. Nie było to łatwem, ale probując, dowiadując się księżna trafiła na Przebora. Ten że wcale się jej nie podobał, użyła go za pośrednika tylko, poleciła mu aby jej sprowadził Witkego. Wytłumaczyć się z tej zachcianki łatwo było. Kupiec mieszkał w Dreznie, podkomorzyna miała się tam przenieść, potrzebowała je poznać.
Witke mógł jej w tem być pożytecznym.
Naówczas już August obmyślał, gdzie ją umieści, a wszechmocny jeszcze Beichling, przyjaciel od serca hr. Esterle poczynał przeciwko niej intrygować. Dla obrony od niego i bezpiecznego zamieszkania w Dreznie, dla objaśnienia się o stosunkach na dworze,