Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Za Sasów 02.djvu/42

Ta strona została uwierzytelniona.

podkomorzyna potrzebowała kogoś. Witke mógł jej w tem i u króla usłużyć.
Postarała się więc ściągnąć go do siebie i pozyskać. Witke nie był ani tak doświadczonym, ani tak przewidującym, ażeby się w tem domyślił jakiejś intrygi. Lubomirska wydała mu się zachwycającą! urok jej całkiem go zjednał. Służyć jej zdało się mu zarazem dać dowód wierności królowi. Nie wydało mu się nawet dziwnem, iż mu poleciła tajemnicę i zastrzegła, aby Constantiniemu się nie zwierzał. Po dwukrotnem potajemnem spotkaniu się z Lubomirską, kupiec całkiem już był pozyskany. Sekret jakim się osłaniały stosunki te, wydawał mu się naturalnym.
W ten sposób dwakroć uwikłany, o cofnięciu się już ani mógł pomyśleć.





III.

W Bielanach pod Warszawą, gdzie król dla siebie nowy pałacyk letni postawić kazał, w nim się ze swojemi amorami i pijatyką schraniając, aby go z nich polacy nie wyśmiewali, w antykamerze pełnej służby saskiej i polskiej panowała martwa cisza.
Jedni na drugich spoglądali z jakiemś przerażeniem, trwogą, niepewnością co począć mieli. Widocznem było na pierwszy rzut oka wchodzącemu, że na coś oczekiwano, iż popłoch rzucić musiała wieść jakaś.
Od pokojów, w których król natenczas się znajdował, nie słychać nic było, a ku nim oczy i uszy służby się zwracały. Niektórzy ostrożnie na palcach zbliżali się ku drzwiom, chcąc posłuchać... napróżno...