Piękna Urszula siliła się na rozpędzanie chmur. Król odpowiadał jej wymuszoną czułością, ale pomiędzy niemi stygło powietrze.
Lubomirska przeklinała politykę, czekała aby co najrychlej obalono Szweda, zabrano Inflanty i odśpiewano Te Deum.
W chwili, gdy ta cisza grobowa zalegała antykamery pałacyku na Bielanach, w gabinecie, obok wykrojonej, ubielonej, utrefionej, uśmiechniętej, dziwnie ślicznej księżny, siedział jeszcze król z twarzą napół posępną, wpół znudzoną.
Skarżył się na Fleminga, że mu o sobie nie dawał wiadomości, gdy od wczora już rozstawionemi kresami nadejść były powinny. Ile razy to powtarzał, Urszula nieśmiało zaglądała mu w oczy, drżały jej wargi, zdawała się gotować coś wyrzec i brakło jej odwagi.
Znała niezmierną króla gwałtowność, który z płochego śmiechu, przechodził do wściekłego gniewu czasem, a naówczas jak oszalały lew, gotów był gnieść i zabijać, co mu się nastręczyło.
Mruczała więc piękna pani, łagodząc go i pieszcząc, a król, choć ziewać mu się zbierało, uśmiechał się do niej czule.
Drzwi tylko zamknięte dzieliły ich od salki w której po cichu strwożeni widocznie stali wszyscy króla przyjaciele. Już samo ich gromadne zbiegowisko na Bielany, nic nie wróżyło dobrego, a twarze wyrażały pognębienie i przestrach niewypowiedziany.
Czytać w nich było można niemal rozpacz. Pomimo wielkiej usilności, aby zachować milczenie, szmer wśród tego ścisku dawał się słyszeć niekiedy.
Król roztargniony i niespokojny, mimo zabiegów księżnej, nagle nastawił ucha. Doszedł go szelest i mruczenie, w których domyślił się znacznej liczby zgromadzonych, choć się ich tu w tej godzinie spodziewać nie mógł. Bez namysłu, chociaż księżna chwyciła go za rękę, chcąc powstrzymać przy sobie,
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Za Sasów 02.djvu/45
Ta strona została uwierzytelniona.